Listen to „Stacey Smith – impro, muzyka i zdrowe zmysły” on Spreaker. Listen to „Stacey Smith – improv, music and well-being” on Spreaker.
Kliknij tu, jeśli chcesz posłuchać wersji polskiej na: Spotify, Apple Podcasts
Kliknij tu, jeśli chcesz posłuchać rozmowy po angielsku na: Spotify, Apple Podcasts
Trankrypcja zawiera większą część rozmowy, ale dla pełnego obrazu odsyłam do oryginalnego nagrania.
Gosia: Stacey Smith, cieszę się, że przyjęłaś moje zaproszenie i że możemy porozmawiać w Amsterdamie! Jesteś pierwszym gościem w moim podcaście, mojej nowej przygodzie.
Stacey: Cieszę się, że jestem pierwsza!
Gosia: Pracowałeś już z tutejszymi improwizatorami – czy widzisz jakieś znaczące różnice w grze między, powiedzmy, Europejczykami ogólnie a Amerykanami?
Stacey: Spodziewałem się, że na moich warsztatach będzie więcej holenderskich improwizatorów. Po raz pierwszy prowadzę kursy, które są pełnymi 8-tygodniowymi kursami dla międzynarodowych improwizatorów, ponieważ zwykle uczyłam intensivy [skondensowane, kilkugodzinne, bądź kilkudniowe warsztaty] tylko dla międzynarodowych improwizatorów – na festiwalach, w iO w Chicago – więc zawsze pracowałam z ludźmi z Europy w trybie krótkim i intensywnym. Dlatego tak bardzo ich kocham – bo tak szybko ich poznaję. Ale to naprawdę bardzo interesujące. Niemal czuję, że rozwijają się znacznie szybciej niż Amerykanie. Amerykanie zadają mniej pytań. Jedną z rzeczy, które zauważyłam, jest to, że Amerykanie są tak przyzwyczajeni do porażek, że nie ma nic złego w wygłupieniu się, w tym, że coś nie wychodzi, za to wielu moich studentów na całym świecie chce się upewnić, że robią coś dobrze. Boston był innym doświadczeniem niż reszta Stanach Zjednoczonych, ponieważ większość moich studentów pochodziła z bardzo prestiżowych uniwersytetów, takich jak Harvard lub MIT, więc byli tak inteligentni, że to było trochę trudniej wyluzować. Byli bardzo dociekliwi, jak zrobić to dobrze, ale przecież najważniejszą rzeczą, której uczymy, jest to, że nie ma dobrze, czy źle. Musisz to zrobić, żeby to rozgryźć.
Czuję, że każde miejsce, do którego jadę, każdy kraj ma coś, co jest dla nich naprawdę specyficzne. Kiedy pojechałem do Włoch, włoscy improwizatorzy byli o wiele bardziej emocjonalni i dotykalscy, tak fizyczni. Gdy jedziesz do Ameryki, to dwie osoby patrzą na siebie podczas przezabawnej rozmowy, ale nie wykonują żadnego ruchu. Za to gra z dwojgiem świetnych improwizatorów z Wielkiej Brytanii… Myślałam, że Amerykanie są szybcy, ale ci byli nawet szybsi od nas pod względem wyrzucania z siebie słów.
Moją ulubioną rzeczą w podróżowaniu po świecie jest dostosowanie się do stylu gry każdego z nas, przy jednoczesnym zachowaniu własnego stylu.
Gosia: A kiedy uczyłaś we Włoszech, miałeś tłumacza? Czy warsztaty były po angielsku?
Stacey: Miałam! To był jedyny kraj, w którym miałem tłumacza. Nawet w Bułgarii, gdzie myślę, że mówili mniej po angielsku niż we Włoszech, przygotowywaliśmy godzinny musical po angielsku, mimo że mówili: „nie mówimy po angielsku”, a ja mówiłem: „mówicie, macie piosenki w swoim sercu”. We Włoszech było to bardzo interesujące, ponieważ musiałam zmienić tempo prowadzenia zajęć, ponieważ wszystko było tłumaczone.
Gosia: Kiedy uczyłam we Włoszech po raz pierwszy, był to dla mnie pewien szok – a dla nich było to tak oczywiste, że będzie tłumacz, że nawet mi tego nie powiedzieli i przyjechałam tam, a oni mówią – oto twój tłumacz, a ja pytam – ale po co? Musiałam przekształcić cały warsztat, bo wszystko z tłumaczeniem zajmuje dwa razy więcej czasu.
Stacey: Bardzo chciałam stworzyć warsztaty, które będą łatwe do zrozumienia. Możesz być tak wkręcona w jakiś temat, który robiłaś tak długo w Stanach, że potem przenosisz go na arenę międzynarodową, i sprawa się komplikuje, bo jeśli w danym miejscu nie znają tego rodzaju edytowania scen, nie znają historii tego konkretnego improwizatora… to jest to zupełnie inna gra w piłkę. Jest to bardzo ciekawe. Mam wrażenie, że uczenie za granicą zrobiło ze mnie lepszą nauczycielkę i znacznie lepszą improwizatorkę. Improwizuję, kiedy uczę tak samo, jak oni improwizują, kiedy improwizują.
Gosia: Nauczyłam się też czegoś od drugiej strony, kiedy zagraniczni trenerzy przyjeżdżają uczyć w Polsce. Amerykański nauczyciel moderował scenę i powiedział „po prostu powiedz jej, że ją kochasz”. Wszyscy mieli takie „coo?”. A trener powiedział „dlaczego po prostu tego nie zrobisz?” I potem rozmawialiśmy po zajęciach, że to jest kulturowe. Po prostu my nie mówimy „kocham cię” przyjaciołom, czy znajomym.
Stacey: A w Ameryce powiedziałabyś „kocham cię” osobie, która właśnie podaje ci kawę.
Gosia: A po angielsku mówię do moich przyjaciół „kocham cię”! Po prostu po polsku to nie brzmi tak samo.
Stacey: Bardzo ciekawe. Tyle różnic kulturowych. Kiedy po raz pierwszy uczyłam w Europie, w Danii, trzy lub cztery lata temu, ktoś powiedział coś, co było dla mnie tak już rasistowskie, że na to zareagowałam, a cała grupa na to „Stacey, to nie znaczy dla nas tego samego”. To był naprawdę ciekawy moment w moim nauczaniu, bo teraz staram się upewnić, że uczę tego, co jest ogólnie zabawne.
Gdy publiczność oglądając myśli sobie „ja też!”, kiedy może się utożsamić ze sceną, lub jak myślisz „biedactwo”, kiedy komuś współczujesz, lub kiedy scena cię czegoś uczy. Dla mnie to są trzy rzeczy, na których starałem się skupić w ciągu ostatniego roku lub dwóch. Te trzy reakcje publiczności, bo jeśli nie to, to dlaczego to robimy? Zawsze mówię moim uczniom, zwłaszcza jeśli robią „scenę wymądrzania” lub „scenę transakcyjną” – możesz iść do Starbucksa i kupić kawę i o, masz scenę. To czemu musimy to oglądać na scenie? Zobaczmy coś interesującego, za co widzowie płacą. Zobaczmy, jak możemy to coś zrobić o nas. Jak więc to zamówienie w Starbucksie zmieni nasze życie? Chcę zobaczyć rzeczy fascynujące i przełomowe. Możemy absolutnie odbyć zwykłą rozmowę i to całkiem miłe, ale to, co naprawdę lubię oglądać w impro, to różnorodność – więc jedną rzeczą, na której staram się skupić w moim uczeniu musicalowego impro, jest to, jak możemy wprowadzić tę różnorodność? Różnorodność muzyki, różnorodność długości piosenek, różnorodność długości scen. Publiczność chce się udać w podróż, nie jeździć w kółko. Czasami, jak grasz impro musical, wpada schemat, dwie osoby, deklarują coś, wchodzi pianino, ponieważ zasłużyli na piosenkę, znowu to samo, i znowu. A piosenka solo? Grupowa? Ponieważ kiedy idziesz na musical, nie jest to ten sam rodzaj piosenki w kółko, musi być jakaś różnorodność. W przeciwnym razie byśmy tego nie oglądali.
Gosia: Czy widzisz różnicę między kulturami w, powiedzmy, swobodzie śpiewania? Na przykład w Polsce nie mamy śpiewu zakorzenionego w kulturze na co dzień, śpiewasz sto lat, kolędy, ale to nie tak, że zwykle chodzimy z przyjaciółmi na karaoke.
Stacey: Śpiewamy gdziekolwiek nie pójdziemy. Przynajmniej wszyscy ludzie, z którymi ja kiedykolwiek spędzałam czas – „w porządku, wszyscy poszli, zaczynamy śpiewać”. W Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii wszędzie mają przykłady musicali. W Konserwatorium Muzycznym w Second City odnoszą się do musicali, studiujesz musicale. Jeśli w teatrze jest grupa grająca Harolda, ciężko jest im zdobyć doświadczenie, dopóki nie zobaczą Harolda. Gra może być trudna, jak nigdy nawet nie widziałeś danej formy na scenie. Myślę więc, że Amerykanie potrafią naprawdę szybko zrozumieć musicale, ponieważ wszędzie widzimy musicale. Widzimy je na Broadwayu, jest to jedna z najpopularniejszych form sztuki w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, ponieważ Londyn ma też tak wspaniałą scenę. Nie pamiętam, w jakim to był kraju, ale powiedziałam: „no wiesz, to jest piosenka jak w Dreamgirls”, a oni na to „czym do diabła są Dreamgirls” – ale ja jem, śpię i oddycham musicalem, więc łatwo zapominam, że nie wszyscy też to robią.
Więc to nie jest dla nas aż tak wyzwalające, bo jest tak bardzo zakorzenione w USA. W Bułgarii pierwszego dnia ludzie mówili: „nie chcemy tego robić, jesteśmy przerażeni”. I pamiętam po ich anglojęzycznym występie, jak niesamowite to było doświadczenie i jakie zebrali pozytywne opinie, wszyscy byli we łzach. To było tak silne doświadczenie, bo muzyka, chociaż może inne kultury nie śpiewają tyle samo, jest językiem uniwersalnym.
Gosia: To mi przypomina jedno, że Fena Ortalli powiedział – „muzyka nie prosi naszego mózgu o pozwolenie”.
Stacey: To absolutna prawda. W Chicago mamy tak wielu muzyków i dyrektorów muzycznych. Wszystkie nasze Haroldy mają akompaniatorów. Dlatego każdy występ ma pianistę i niesamowite jest, jak ludzie reagują na muzykę, nawet o tym nie myśląc. Studiowałam muzykę i tam uczestniczyłam w kursie „Muzyka w filmie” i było to bardzo interesujące, bo oglądaliśmy filmy, studiowaliśmy, jakie uczucia wzbudza muzyka, lub skąd wiedzieliśmy, że jakaś postać wraca – ponieważ miała temat przewodni, lub skąd wiedzieliśmy, że będzie zaraz się przestraszymy, bo coś wyskoczy – ponieważ muzyka do tego nawiązała i to jest bardzo ciekawe. Muzyka ma taką moc, że możemy po prostu czuć, zamiast myśleć, po prostu czujemy coś od razu. Muzyka to jedyny partner sceny, który nie wsadza nas w swoją głowę.
Potrzebujemy różnej muzyki na różne nastrojów. Dlatego tak wiele osób ma playlisty i jest to tak popularne, bo konkretna muzyka sprawia, że czujesz się w określony sposób. Jak muzyka na wakacje – chcę tylko dobrej muzyki reggae. Albo jak jakaś salsa, dzięki której poczuję, jakbym mogła po prostu zatopić się w fotelu i trochę odpłynąć. Tworzę dużo skeczy i mamy pewne piosenki, którymi witamy publiczność. Piosenki, które sprawiają, że czujesz się dobrze.
Gosia: Widziałam na Twoim blogu, że masz „Program nauczania wzmacniający młode dziewczyny”.
Stacey: Prowadzę zajęcia o nazwie „Ona”, które mają dodawać siły dziewczętom w poczuciu wspólnoty i siostrzanego humoru. Dlatego zwykle uczę dziewczyny w wieku od 11 do 18 lat przez komedię – jak dokonywać odważnych wyborów, jak poruszać się w różnych sytuacjach społecznych, jak znaleźć własny głos. Płakałam na wszystkich. Niesamowita rzecz. Mamy zadanie, w którym rozmawiamy o obrazie własnego ciała i ćwiczymy. Na przykład, gdy dana osoba stoi przy białej tablicy i narysuje wokół swojej głowy ramkę, my piszemy jej imię, komplementy i rzeczy, które kochamy w tej osobie, i mogą odwrócić się na końcu i to zobaczyć. Zrobiłyśmy cały dwutygodniowy obóz letni i stworzyłyśmy plansze, w których pisałyśmy te wszystkie rzeczy i wycinałyśmy zdjęcia z czasopism i rzeczy, do których jesteśmy zainspirowane i robiłyśmy różne pokazy. To były improwizowane skecze. Niektóre dziewczyny śpiewały covery piosenek, robiły cokolwiek chciały. I chociaż to była komedia – większość z nich była przezabawna, to miały tam kilka głębokich momentów, pełnych powagi i wrażliwości. Nigdy nie zapomnę jednej z tych scen. Dwie 15-letnie dziewczynki grały scenę w samochodzie, a jedna z dziewcząt próbowała, i to była prawda, przyznać się, że była zdezorientowana swoją seksualnością i mówiła wcześniej klasie, że chciałaby dokonać coming-outu. Czuła się swobodnie z wyjawianiem tego mamie, ale z resztą rodziny było ciężej i napisała scenę o niej i jej mamie – którą grała kolejne 15-latka. To było prześmieszne. Chciała powiedzieć mamie o coming-oucie, więc puszczała w radiu różne piosenki, aby wyrazić, jak się czuje poprzez te teksty. A potem miały piękny, pełen wrażliwości moment na końcu. 15-latki były mądrzejsze i piękniejsze niż ja kiedykolwiek będę. O Boże.
Gosia: Czy widzisz różnicę – mówiąc o kobietach na scenie – w pewności siebie, jeśli chodzi o USA i Europę, lub po prostu poszczególne kraje?
Stacey: Miałam szczęście, bo przeszłam przez Chicago i tam wszystkie kobiety, które oglądałam na scenie, były bardzo silne. Pojawiłam się w czasie, kiedy nie było już tematu „mało kobiet na scenie”. Mogłam więc oglądać Susan Messing, Tarę DeFrancisco i Katie Ridge, oraz wszystkie te kobiety cały czas na scenie. Mogłam brać z nich przykład super mocy na scenie. A kiedy jeżdżę do innych krajów, to już zależy od kultury. Na przykład kobiety w niektórych kulturach nie są tak otwarte w wyrażaniu emocji, lub nie mówią tak swobodnie. Na pewno tego doświadczyłam, ale jako że uczę tak dużo musicalu, myślę, że jest tego mniej, niż gdybym prowadziła zwykłe warsztaty improwizacji, bo u mnie głównie śpiewają, a mniej mówią. Miałam szczęście. A na międzynarodowych festiwalach wszystkie kobiety, które widziałem, były takimi twardzielkami. Takimi złe twardzielkami! Cudowne. Widziałem tyle dobrych rzeczy.
Gosia: Na festiwalu Improdrom w Bydgoszczy, podczas panelu dyskusyjnego o kobietach w impro, Billy Kissa z Grecji, jedna z organizatorów festiwalu Mt.Olymprov, powiedziała, że jest z reguły jest u nich więcej mężczyzn na zajęciach i że mają problem z werbowaniem kobiet na impro warsztaty, co może być pokłosiem silnego jeszcze w Grecji, jak i innych krajach patriarchatu. Billy powiedziała, że po występie Siedmiu Kobiet w Różnym Wieku, podczas którego po prostu dobrze się bawiłyśmy, i robiłyśmy wszystko, co chciałyśmy – po spektaklu dziewczyny przyszły do Billy i powiedziały „też tak chcemy! ”, po czym więcej dziewczyn zapisało się na zajęcia, a niektóre na nie wróciły.
Stacey: Wydaje mi się, że jeśli nie widzisz reprezentacji siebie na scenie, trudno jest wiedzieć, że chcesz to zrobić, ponieważ ktoś taki jak ty tego nie robi. Miałam więc szczęście, ponieważ wszystkie kobiety, o których wspomniałam, były tak silne – i tego chciałam. Dlatego tak ważne jest, abyśmy pokazywali różnorodność na scenie. Produkuję całkiem sporo wydarzeń i zawsze jestem tego bardzo świadoma, ponieważ jak mam oczekiwać ludzi różnych etniczności na zajęciach, jeśli nie zobaczą ludzi różnych etniczności na scenie i to samo dotyczy kobiet. W Bostonie zatrudniłem faceta, który jest znacznie starszy od reszty zespołu, i to nie było coś takiego. Ale nikt tak naprawdę nie zatrudniał seniorów, a on jest tancerzem towarzyskim, jest niesamowity. Kocham go. O mój Boże. Jest młodszy od nas wszystkich. Chcę zespołu, w który ludzie mogą siebie zobaczyć, chcę, żeby ktoś przyszedł, który ma osiemdziesiąt lat i miał takie „mogę to zrobić!” Od prawie dziewięciu lat jestem częścią grupy kobiecej. To czteroosobowy impro musical. Musimy pamiętać o różnorodności, aby przyciągać różnych odbiorców.
Gosia: Jak stworzyć dobry impro musical, w którym ludzie nie do końca potrafią śpiewać?
Stacey: Ludzie mówią mi to cały czas – chcę wziąć udział w zajęciach z impro musicalu, ale się boję, bo nie umiem śpiewać. Nie musisz być dobrym piosenkarzem, aby zrobić dobry impro musical. Musisz reagować na muzykę, musisz czuć się swobodnie. Wiele osób stresuje się śpiewem, ale jak już to przeskoczysz, możesz śpiewać głosami postaci, co staram się robić to w swoich występach, aby ludzie sami mogli zobaczyć, że nie musisz bądź dobrym piosenkarzem, aby to zrobić. Po prostu dobrze się bawię, to jest najważniejsza rzecz, której uczę, szczególnie, gdy nasz świat powoli się rozpada, albo to tylko Stany Zjednoczone. Występy, których nie możemy zapomnieć, to takie, które mają w sobie niesamowitą ilość serca i emocji, albo takie, na których ludzie bawili się najlepiej.
Gosia: Cudnie się bawiłam na twoim występie w Tallinie. I widziałam, że Ty też się dobrze bawisz, grając swój solo musical, a te postaci były takie durne! Dlaczego w ogóle wzięłaś się za solo musical?
Stacey: Zawsze się tego bałam, ale zorientowałam się, że na wszystkie moich zajęciach uczę robić rzeczy, których się boisz, a nigdy tego nie zrobiłam. I tak się stało. Zupełnie przez przypadek, kiedy przeprowadziłam się na rok do Bostonu, aby prowadzić centrum szkoleniowe. Zebrałam obsadę do impro musicalu i wszyscy w pewnym momencie odwołali udział. Wszyscy byli chorzy, zajęci lub musieli siedzieć w pracy. I tak miałam już umówionego muzyka, to proszę bardzo. Pierwszy występ był najsmutniejszym impro, jakie kiedykolwiek zagrałam. Każda postać była smutna, każda była zgnębiona. To było tak emocjonalne i smutne, że ludzie płakali, a ja pomyślałam, co ja robię? Chcę, żeby ludzie czuli różne rzeczy. Po raz drugi zagrałam coś zupełnie przeciwnego, nie mogło to być bardziej głupkowate. Zero emocji. Żadnej stawki, tylko grupa ludzi krzyczących na innych ludzi. Po tym drugim występie stwierdziłam, że muszę stworzyć coś, co łączy oba te bieguny. Dlatego wybrałem Harolda jako swoją strukturę, bo widzimy szalone postaci, ale możemy też zobaczyć kogoś, kto ma prawdziwy dramat, co moim zdaniem w połączenoi jest naprawdę satysfakcjonujące.
Gosia: Jak to jest grać z samą sobą?
Stacey: To najbardziej wyzwalające, cudowne uczucie na świecie. Czuje też, że jest to samolubne, co już nie jest takie super. Zawsze powtarzam, jakie mam szczęście, że robię tę formę sztuki grupowej, a tutaj robię to sama, choć gram z muzykiem, który jest tak samo ważny jak ja. Gram też z moim technicznym, który jest dla mnie równie ważny, więc w tej materii mam najlepszych partnerów scenicznych na całym świecie. Ale jest to intrygujące, bo schodzisz do króliczej nory. Wszystko zależy od tego, jak czuje się twój mózg i serce tego dnia. To tak jak kolejka górska i nie masz nikogo, kto by cię, w cudzysłowie uratował. Nie masz na kogo zareagować, więc reagujesz tylko na głosy w twojej głowie. Naprawdę dziwne. To chyba najbardziej satysfakcjonujące uczucie na całym świecie, które brzmi: „Zrobiłam to”, nawet jeśli poszło źle. Ale to zrobiłam. Trudno jest się wygrzebać z dziury, którą sama sobie wykopałaś, ale jest to ekscytujące i przerażające, i jak już Ci się to uda, to czujesz, że przezwyciężyłaś wszystko. Jak tor przeszkód, przez który musiałaś przejść, a ludzie to oglądali i jest to ekscytujące. Kocham to robić.
Nie sądzę, żebyś wtedy miała czas na bycie w swojej głowie, szczególnie podczas otwarcia, w którym tworzysz trzy postacie i podążasz za ich kwestiami – kiedy postać otworzy usta – to już jest, kim jest. Nie ma odwrotu. Improwizatorom, którzy nieustannie myślą, siedzą w swojej głowie, sugerowałbym, aby wzięli się za solo impro. Myślę, że to najlepszy sposób na wydostanie się z głowy, prosto do serca.
Gosia: Widzę, a także czytałam na twoim blogu – w tym innym poście – że dużo pracujesz nad sobą i swoim zdrowiem psychicznym. Powiedz mi, JAK TO ROBISZ?
Stacey: Chciałbym znać wszystkie odpowiedzi. To była długa podróż i myślę, że po pierwsze – muszę czuć się fizycznie zdrowa, żeby czuć się psychicznie zdrowa i przez wiele lat borykałam się z problemami zdrowotnymi. [O rany, grad. Spójrz na zewnątrz. Pierwszy raz widzę grad. Jaki mały. To tak, jakby łupież leciał z nieba. To przerażające, nie widziałam, że jestem tak rozproszona, mówiąc o zdrowiu psychicznym].Jedna rzecz na pewno mi pomogła, i to pewnie brzmi absurdalnie, ale bycie trenerką, która pracuje na arenie międzynarodowej, z tak wieloma różnymi grupami ludzi, i wiem, że brzmi jakby to wynikało z ego, ale tak nie jest. Wynika z doświadczenia – jako młodzi improwizatorzy, wszyscy mamy kogoś, kto jest dla nas wzorem zachowań i dlatego traktuję tę pracę bardzo poważnie i myślę, że to ważne, aby pokazać ludziom, których uczę, że jestem taka jak oni. Nie chcę nigdy czuć się tak, jakbym stawiała siebie ponad innymi, chcę, aby każdy czuł, że może ze mną porozmawiać na każdy temat. Tara DeFrancisco nauczyła mnie – zawsze sprawiała, że czułam, że nie jestem sama, i że mogę po prostu czuć się tak, jak ja się czuję. Myślę, że ludzie są obecnie bardziej świadomi wagi zdrowia psychicznego. Jestem bardzo niespokojną osobą i miałam w życiu kilka ataków paniki i zawsze byłam bardzo otwarta w komunikowaniu, jak się czuję. Ważne jest, aby uczniowie wiedzieli, że nie jestem ich terapeutą. Nie mam dla nich żadnych odpowiedzi w tym temacie i często, gdy widzę jakiegoś studenta, mówię że wygląda na to, że teraz masz tragedię, ale nie możesz robić komedii, dopóki nie masz tragedii plus czas, i jeszcze nie minął czas po tej tragedii, aby tworzyć sztukę lub się z tego śmiać – i to jest naprawdę trudna rozmowa, ale ja prowadzę warsztaty z improwizacji w stanach lękowych [anxiety] i jest program wellness w Second City, w którym uczę. Prowadzimy warsztaty dla weteranów i ludzi z zespołem Aspergera. Wiele zajęć ma również możliwość porozmawiania po fakcie z profesjonalistą – a ja nie jestem tym profesjonalistą i ważne jest, aby o tym wiedzieli. Ale odkryłam, że rzeczy, które naprawdę mi pomagają, to bycie szczerą wobec siebie o tym, jak się czuję, i to jest w moim dzienniku, bullet journalu. Uwielbiam notatniki, tworzenie list i wykresów. Jestem królową tworzenia list.
Rzeczy, które naprawdę mi pomogły, to robienie sobie przerw i nie przepraszanie za to zbyt długo. Pisywałam trzy stronicowe e-maile, dlaczego muszę wziąć wolne. Tak długo nie mogłam tego przezwyciężyć, aż zdałam sobie sprawę, że ludzie mogą zagrać impro beze mnie. Ktoś może poprowadzić za mnie warsztaty i to jest w porządku. Ktoś inny może pójść na kawę z tą osobą. Tobie też to zrobiłam wczoraj wieczorem. Poczułam, że nie chcę iść na występ, że potrzebuję wolnego wieczoru i tak długo czułam się naprawdę winna w takich sytuacjach, ale w końcu się nie czuję. To była długa droga, żeby sobie uświadomić, że ludzie potrzebują odpoczynku, zwłaszcza jako freelancerzy. To może być naprawdę trudne, ponieważ od tak wielu rzeczy, które robimy w pracy, zależy wiązanie koniec z końcem. Odrzucę jeden występ, którym opłaciłabym czynsz i mówię: „Nie mogę tego odrzucić”, po czym myślę „twoje zdrowie psychiczne jest ważniejsze”. Przez większość czasu stawiam siebie na pierwszym miejscu, ale nadal się z tym zmagam. Zdecydowanie łatwo się załamuję. Ale bardzo się denerwuję i wiem już, co mnie niepokoi. Chcę dobrze wykonać swoją robotę i boję się, że zawiodę. Chcę być znana jako ktoś, kto ciężko pracuje i wykonuje dobrą robotę. Kiedy tego nie robię, jest to dla mnie bardzo trudne. A więc przede wszystkim wywieram na siebie presję. Nauczyłam się już nawigowania w sytuacjach wysokiej presji. Małe rzeczy, które pomagają, to na przykład sprzątanie, uwielbiam sprzątać. Uwielbiam reorganizować mój pokój. Zeszłej nocy złożyłam łóżko z Ikei. Zajęło mi to siedem i pół godziny. To nie było przyjemne. Nie byłam miłą osobą. Ale musiałam to wszystko zrobić w ciągu jednej nocy, ponieważ taką osobą jestem. Przygotowałam piękną kolację dla mojego narzeczonego, mojej współlokatorki. Oglądałam stare odcinki Fresh Prince of Bel-Air. Wzięłam kąpiel z bąbelkami. Małe rzeczy, żeby przypomnieć sobie, że jesteś człowiekiem, ponieważ często czuję się jak komediowy robot, ponieważ jem, śpię i oddycham impro, ale rzecz w tym, że to uwielbiam. Nigdy nie będę miała dość. Gdy uczniowie chcą porozmawiać po występach o impro, nie myślę „o nie, znowu impro”. Myślę „hurra, więcej impro”, ale to takie małe rzeczy jak wzięcie dłuższego prysznica, gotowanie sobie obiadu, pranie, są ważne. Nie myślę sobie „O stary, chciałabym pójść na masaż, ale nie mam hajsu, stary, chciałabym pojechać na dziewięć dni do Tajlandii, ale nie mam pieniędzy”. Jak mogę stworzyć własne wakacje tam, gdzie jestem?
Wszyscy moi przyjaciele to improwizatorzy. Znam może trzy osoby, które nie improwizują, czy to nie smutne? Moja mama, mój tata. No dobra, mam trzech bardzo bliskich przyjaciół ze szkoły, a potem wszystkich innych, ponieważ improwizowałam przez większość mojego dorosłego życia. Czuję, że przyjaźń może być naprawdę trudna. Tak więc Facebook bardzo pomaga, stale łącząc i nawet przez polubienie czyjegoś posta, a ja wiem o tych ludziach bardzo dużo. Są moimi bliskimi przyjaciółmi, chociaż mało spędzam z nimi czasu, staram się wzmocnić moje relacje poza sceną i jest to naprawdę miłe, ponieważ w Boom Chicago jest nas tylko pięcioro, a gramy razem sześć występów tygodniowo i spędzamy każdą minutę razem w ciągu tygodnia.
Gosia: Mam moich nie-impro przyjaciół, jak ich nazywam, głównie z liceum. Właśnie byłam u mojej przyjaciółki w Utrechcie. Robi doktorat z toksykologii molekularnej. Nie wiem co to jest, w tym rzecz! Nie mam pojęcia, co ona robi. Kiedy idziemy do drogerii po kosmetyki, ja coś biorę i mówię „to wygląda fajnie”, a ona mi to zabiera, odwraca i czyta skład i mówi „to nie działa, weź ten”. Zaprzyjaźniłyśmy się, kiedy miałyśmy jakieś 13 lat dlatego wciąż się przyjaźnimy – przecież teraz nie ma opcji, żebym poznała jakiegoś molekularnego toksykologa, bo spotykam tylko komików i ludzi teatru. Ale jak już mówisz o Facebooku, wczoraj występowałyśmy, jak wiesz, jako Siedem Kobiet w Różnym Wieku [na festiwalu IMPRO Amsterdam], i zaczynamy nasz występ od podzielenia się jedną myślą o tym, z czego ostatnio zdałyśmy sobie sprawę w naszym życiu, i moją myślą było, że po Nowym Roku wiele osób pisało „ostatni rok był taki”, albo „ostatnie dziesięć lat było takie”, to pomyślałam, że hej, mam 32 lata. Więc co się stało przez ostatnich 30 lat? O mój Boże, komunizm skończył się za mojego życia. Internet się zaczął. I po prostu nie wyobrażam sobie robienia tego, co robimy bez Internetu. Nie zaprosiłbym cię nawet na kawę, bo prawdopodobnie bym cię nawet nie poznała.
Stacey: Bardzo ciekawe, że tak mówisz, nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy. Zawsze wiedziałam, że moje życie jest bogatsze dzięki improwizacji, ale dzięki temu też znam ludzi na całym świecie. Czuję się lepszą osobą, bo poznaję więcej punktów widzenia niż mój własny i że znam więcej kultur niż moja własna. Wszystko, co robisz w życiu, możesz wykorzystać w tej formie sztuki. Podnoszę filiżankę kawy – jestem teraz lepszy w pantomimie polegającej na trzymaniu filiżanki kawy.
Gosia: Kiedy byłam w szkole filmowej – jak będę stara, będzie to jedna z historii, którą ciągle powtarzam – ale kiedy byłam w filmówce, przyjechał do nas stary reżyser poprowadzić zajęcia. Mógł pójść na lunch z dyrektorem i innymi nauczycielami, ale powiedział: „Nie, chcę iść ze studentami. Chcę ich poznać, ponieważ będą przyszłymi reżyserami. Chcę wiedzieć, co mają do powiedzenia ”. Był tylko jeden, podły bar z pierogami w okolicy, więc poszedł tam z nami i był bardzo ciekawy, kim jesteśmy, jakie są nasze zainteresowania. Powiedziałam mu o impro i dodałam „Tak, wiem, wszyscy nauczyciele mówią, że muszę zdecydować, czy chcę być reżyserem, czy KABARECIARĄ, i nie pozwalali mi iść na impro i wyjść wcześniej z zajęć i dlatego miałam w pewnym sensie dwa lata przerwy od impro (i to było okropne) i myślałam, że świat się skońcy. Ale powiedział „Nie, musisz to robić dalej, to jest TWOJE i może kiedyś nakręcisz film o tym”, i dodał, że dla niego najbardziej frustrująca jest, kiedy jest na festiwalu młodych filmowców i próbuje o czymś porozmawiać, a oni mówią tylko o robieniu filmów, a potem próbuje rozmawiać o życiu, a oni wracają do robienia filmów, i powiedział, że reżyserowanie filmów jest narzędziem do opowiadania historii, więc po co ci ono, jeśli nie masz nic do powiedzenia?
Stacey: Wszyscy zagraliśmy te sceny o impro, które interesują tylko nas, a publiczność pyta „co się dzieje?”. To jest takie prawdziwe. Musimy robić inne rzeczy. Czasami może to być trudne, szczególnie gdy mieszkałam na statkach wycieczkowych i występowałam z Second City. Cztery miesiące poniżej poziomu morza. Właściwie mój pokój znajdował się tuż nad poziomem morza. Mieszkałam w tym małym pokoju, że kiedy otwierasz drzwi, uderzasz w łóżko. Ale grałam 15 występów tygodniowo. I tak dobrze, czasami może być naprawdę ciężko. Dlatego tak często rozmawiam z ludźmi po występach i dlatego nie wracam do domu. Nie dlatego, że mam problem z piciem, tylko dlatego, że chcę usłyszeć o innych ludziach, co robią i lubią. To najbardziej fascynująca część pracy, bo inaczej jest to wciąż to samo. Kiedy masz pracę, która jest dosłownie komedią albo impro każdego dnia, musisz naprawdę starać się robić inne rzeczy. Chociaż uwielbiam rutynę, ponieważ jestem typem A i jestem Panną, jestem OCD i chcę wiedzieć, co muszę robić każdego dnia. To ironiczne, że to, co zarabiam na życie, polega na spontaniczności. Każdego dnia muszę podejmować świadomy wysiłek, aby robić coś innego niż wychodzić na scenę. To znaczy, nigdy nie chcę przestawać być na scenie każdego dnia.
Gosia: Uczę ludzi, jak odpuszczać i dobrze się bawić, a równocześnie cały czas jestem zestresowana. Ale wiąże się to również z tym, co powiedziałeś wcześniej, o byciu freelancerem i pozwalaniu sobie na robienie innych rzeczy, pranie i inne ludzkie rzeczy. Mam swoją własną firmę. Jestem freelancerką, ale też jestem swoją własną szefową. Więc śpię ze swoją szefową. Biorę prysznic z moją szefową. A kiedy się obijam, moja szefowa to widzi, co owocuje tym, że potem łapię się na odpowiadaniu na e-maile o północy.
Stacey: Nie wyznaczasz granic. To zawsze była dla mnie walka, bo chcę być postrzegana jako ktoś, kto szybko reaguje, więc ludzie są zaskoczeni, jak szybko odpisałam. Kiedy mieszkałem w Bostonie, prowadziłam centrum szkoleniowe, w którym co osiem tygodni mieliśmy 500 studentów, a ja pracowałem od 50 do 60 godzin tygodniowo, a potem występowałam w nocy ze swoją komedią, ale to było męczące, był to chyba najgorszy rok dla mojego zdrowia psychicznego w całym moim życiu. W ogóle nie miałam czasu dla siebie.
Gosia: Mój chłopak ma „normalną pracę”, ale jest też improwizatorem. A czasami w ciągu dnia pyta „co robisz?”, A ja zaczynam myśleć „co robię? Tak naprawdę? Co powinnam robić?” A potem myślę, daj spokój, po prostu wyluzuj, po prostu zagraj teraz w grę, po czym odpowiedz na e-maile, a o północy po prostu nie odpowiadaj na e-maile.
Stacey: Dokładnie. Byłam w tym dobra. Ustaliliśmy z narzeczonym jedną rzecz, którą zaczęliśmy robić półtora roku temu, obowiązkową randkę, raz w tygodniu i nie może być to związane z komedią, więc zmusza do wypróbowania nowej restauracji, pójścia na spacer, czy cokolwiek innego. Masz partnera, który zna twój świat i że ten świat jest naprawdę ważny. Ludzie mi gadali przez lata: „nie sraj tam gdzie śpisz”, ale mój mąż jest improwizatorem, jest genialny i wszystko rozumie. Też żyje w tym świecie, więc bardzo łatwo mu go zrozumieć, co jest świetne, ponieważ musisz otaczać się ludźmi, którzy cię wspierają i rozumieją to, co robisz. Nawet moi rodzice. Myślę, że w większości wiedzą, co robię, ale czasem pytają „co to za firma? Nie rozumiem, dlaczego pracujesz 60 godzin tygodniowo ”, ale widzą moją pasję.
Gosia: Moi rodzice martwili się, że spędzałam tyle czasu w teatrze, kiedy byłam w liceum, ale teraz, kiedy uczę na uniwersytecie, jest lepiej, ponieważ, wiesz, uniwersytet brzmi poważnie. Lubią to, co robię, a teraz wiem, że nawet mówią o nas swoim znajomym, nas, czyli też Bebe, moją siostrę.
Stacey: Zawsze zapominam, że jest twoją siostrą! Kocham was obie. Czy improwizowałyście już tylko we dwie?
Gosia: Jeszcze nie. Będziemy. Charna [Halpern] powiedziała, że powinnyśmy mieć siostrzany duet. Na fetiwalu Mt.Olymprov w Atenach obie doprowadziłyśmy ją do łez i ona powiedziała, że „wielu ludzi ją rozśmiesza, ale niewiele osób sprawia, że płacze”, i że powinniśmy mieć siostrzane impro.
Stacey: Jest cudowna. Mój brat nigdy nie widział improwizacji i jest genialnym muzykiem, a moim celem jest, aby zagrał ze mną pierwszy cholerny występ. To byłoby moje marzenie. Musicie zrobić siostrzane impro. Jak tylko poznałam mojego narzeczonego, byliśmy już razem w Comedy Sports. Występowaliśmy razem. Mamy duet, więc improwizujemy, piszemy i razem robimy skecze, i to jest jak najlepsze na świecie. O mój Boże, występujesz z kimś, kogo kochasz cały czas. Będę płakać. I my musimy zrobić naszą sztukę! Kiedy zagramy nasz duet? Nadchodzimy, świecie!
Gosia: Masz na myśli … my? Z przyjemnością! Co byśmy zagrały?
Stacey: Stworzymy własny nowy format, a następnie rozniesie się jak pożar na całym świecie, ale tak naprawdę będzie to po prostu forma, która już została stworzona, którą nazywamy czymś innym.
Gosia: Podobnie jak większość form impro, zadaj pytanie inaczej i proszę bardzo.
Stacey: Robimy to w 2020 roku. Czy istnieje kraj, który kojarzy ci się ze świetnym impro i wszystko co widziałaś, było super?
Gosia: Wydaje mi się, że wciąż odkrywam, i dotyczy to także kultur, mam magistra z kulturoznawstwa, więc jestem bardzo ciekawa tych rzeczy. I nigdy nie spodziewałem się, że będę podróżować z powodu improwizacji, kiedy byłam młodsza, myślałam, że nie da się tego zrobić po angielsku, w drugim języku. I odkrywam wszystkie kultury, do których podróżuję, i te małe różnice. Zakochałam się we Włoszech, bawią mnie te małe rzeczy, jak na przykład Włosi mają obsesję na punkcie jedzenia.
Stacey: Byłeś ostatnio w Rzymie, prawda? Kocham tych ludzi
Gosia: Tak, ja też. W przerwie na lunch poszliśmy do tajskiej restauracji, a oni i tak zamówili makaron.
Stacey: To obrzydliwe.
Gosia: Kroiłam mój splątany makaron nożem, a oni wszyscy zamarli i powiedzieli, że jeśli kroisz makaron nożem, umiera jedna włoska babcia. To dodałam, że jedną z ulubionych potraw dla dzieci w Polsce w okresie letnim jest makaron ze śmietaną i truskawkami. Powiedzieli, że za każdym razem, gdy jesz makaron ze śmietaną i truskawkami, umiera cały dom pełen włoskich babć. Są tak zwariowani na punkcie kuchni, że kiedyś zamówiłam cappuccino. Była 13. I pizzę. I prawie dostali ataku serca. Kelnerka spojrzała na mnie, spojrzała na Włochów i zapytała ich po włosku, czy mówię poważnie.
Stacey: Za każdym razem chodziłem do tej samej restauracji. Byłam tam za rogiem od teatru, gdzie odbywał się festiwal Welcome, bo kiedy znajdę miejsce, do którego się przyzwyczają, uwielbiam tam wchodzić i czuć się swoja. I chodziliśmy do tego miejsca, w którym jest tylko jeden kelner, którego polubiłam i piłam tyle amaretto, którego nigdy nie pijam! To było niesamowite. Kocham Włochy, wszyscy całują cię dwa razy.
Gosia: I nieznajomi! Spotkasz kogoś po raz pierwszy, znajomych znajomych, a oni całują cię w oba policzki, a ja myślę: „co robisz, w Polsce całujesz się w jeden policzek i to tylko z dobrymi znajomymi!”.
Stacey: Myślę, że najbardziej urzeka mnie we Włoszech, gdy mężczyźni całują się w oba policzki. To takie ładne, ponieważ po prostu tego nie widać w Ameryce. W Ameryce przytulający się mężczyźni wydają się „czymś dziwnym”, więc ludzie się boją.
Gosia: To gdzie chciałabyś zagrać nasz występ?
Stacey: Lizbona! Nigdy nie byłam w Portugalii. Znam tylko troje improwizatorów z Lizbony i uczyłam ich wszystkich, kocham ich i nic o tym miejscu nie wiem, chciałbym pojechać do miejsca, o którym nic nie wiemy. Albo jak w 2020 roku, obie będziemy uczyć na którymś międzynarodowym festiwalu, powiemy „hej, mamy też duet!”.
Gosia: A co na koniec poradziłybyśmy ludziom, żeby bardziej o siebie zadbali w impro?
Stacey: Chciałabym, żeby każdy wyszedł z warsztatów, z występu trochę lepszy. Niekoniecznie w impro, ale jako człowiek. Jak traktować lepiej ludzi. Jak ich lepiej słuchać i rozumieć, łączyć się emocjonalnie. A ty co byś powiedziała?
Gosia: Uważam, że ważne jest, aby pamiętać nie tylko o swoim partnerze, ale także o sobie, bo to tak, jakbyś latał, a oni zawsze mówią – jeśli coś się stanie, załóż maskę tlenową najpierw sobie, aby móc pomóc innym. Myślę, że czasami zapominamy o sobie, a jak sami nie będziemy w stanie zadbać o siebie, to jak mamy zadbać o innych?
Dziękuję Ci bardzo. Byłaś moim pierwszym gościem! Poświęćmy teraz trochę czasu dla siebie i zadbajmy o siebie.
Stacey: Tak! Dziękuję wszystkim, kocham was i mówię serio!
Gosia: Ja też cię kocham i mogę to powiedzieć, bo po angielsku, a nie po polsku, więc nie jest dziwnie!
Zostaw komentarz