Przed Wami pierwszy gościnny wpis na blogu. Temat ten nurtuje mnie od dawna, ale gdybym to ja ten tekst napisała, byłby pustym teoretyzowaniem.
Ile razy, uczestnicząc w impro słyszeliście sugestię „gej” (co zawsze budzi rechot na widowni)? A ile razy postać geja pojawiała się na scenie z innych powodów? Wyobraźcie sobie, jak wyglądają te sceny, które widzieliście. A ile razy słyszeliście ze sceny, lub widowni „pedał?” Ja ostatnio widziałam występ, w którym jedna ze scen opierała się na wyzywaniu od pedałów. I w tym czasie wymieniałam porozumiewawcze spojrzenia z siedzącym obok mnie kumplem. A co w tych spojrzeniach było, opowie Wam on sam. Impro z perspektywy geja (improwizatora).
Autor: Michał „Niedźwiedź” Szwedow
Odpowiedź na pytanie „Kim jesteś?” nigdy nie jest prosta i jednoznaczna. Każdy dopasowuje ją w zależności od sytuacji, w jakiej jest. Z racji tego, że tekst dotyczy improwizacji, jedną z pierwszych wymienionych cech byłoby stwierdzenie „Jestem improwizatorem”. Niemniej to oczywiście nie wszystko i to „nie wszystko” czasem robi różnicę, pokazując świat z odmiennej perspektywy.
Tak więc jestem improwizatorem. I przy okazji jestem gejem. I właśnie o tym drugim chciałbym trochę napisać, w perspektywie tego pierwszego. Bycie improwizatorem to wynik wielu wypadkowych, począwszy od Twoich doświadczeń i Twojego charakteru (w końcu, przede wszystkim na scenie jesteś sobą), poprzez ludzi, z którymi na scenie występujesz i wchodzisz w osobiste relacje, skończywszy na publice dla której grasz. Rzeczy, które opiszę, opisuję tylko i wyłącznie z własnej perspektywy. Nie czuję się uprawniony do opisywania z perspektywy nikogo innego. Mówię otwarcie o swojej orientacji i tylko z tej perspektywy mogę się wypowiadać, bo nie mam pojęcia jak myśli osoba, która jest „w szafie”, kiedy zaczyna swoją przygodę z impro.
Wiele mówi się o tym, że improwizator powinien być prawdziwy na scenie, że choć przyjmuje inne role, to jeśli nie skorzysta z własnych emocji, doświadczeń, sposobu myślenia, to wypadnie dość blado. Tylko, co to faktycznie oznacza? W mojej opinii oznacza to tyle, że masz korzystać ze swoich naturalnych zasobów i eksponować to, co akurat jest Ci potrzebne. Nie oznacza to, że muszę zawsze wchodzić na scenie w relacje romantyczne homoseksualne, choć czasami warto jest je wpleść i absolutnie nie należy się bać, że powstaną. Z drugiej strony pozwala mi to na wykorzystanie mojego doświadczenia, żeby być bardziej wiarygodnym w tworzeniu postaci, które mają tajemnicę, której nie są i może nigdy nie będą w stanie zdradzić. Postaci, które są nieszczęśliwie zakochane, bo najbardziej podstawowe rzeczy stoją na przeszkodzie ku realizacji pragnienia. Postaci, które trzy razy zastanawiają się co powiedzieć, żeby przypadkiem nie zostawić jakiegoś tropu. W końcu postaci, która musi przetrwać, tylko dlatego, że jest inna, niewpisująca się w standardy. Doświadczenie takie jak „coming out”, daje mi perspektywę rozterek, jakie ma postać, która stara się wkroczyć w życie po swojemu, na swoich zasadach, choćby to nawet były drobne rzeczy, ale w głowie rosnące do potworów zwanych „Jak zareaguje, czy mnie odrzuci, czy zaakceptuje”. Bycie otwartym gejem pozwala mi uzyskać także inną perspektywę na wiele rzeczy. Z jednej strony, jak błahe rzeczy mogą być przerażające w Twojej własnej głowie, z drugiej myślenie w kategoriach „to moje życie i zawalczę, żeby wyglądało tak, jak chcę je przeżyć”. Zdarzyło mi się również, już za sam fakt podejrzenia o bycie gejem, zostać uderzonym. To jedno zdarzenie pozwoliło mi na własne oczy zobaczyć, do czego jest zdolny człowiek, który jest niepewny siebie, który posiada mniej, lub bardziej wyimaginowane strachy, który boi się skonfrontować z rzeczywistością i ją zaakceptować (piszę tak, bo była to dość specyficzna sytuacja, ale nie jest to jedynie moja historia i nie czuję się uprawniony do przywoływania całego kontekstu).
Zapewne zdajecie sobie sprawę z tego, że w impro co jakiś czas pojawia się hasło wytrych „pedał”. Czy to ze strony widowni, czy to w scenach granych. Ma to dwie strony i dwie nieco różne perspektywy. Na razie opiszę perspektywę widza, którym przecież także bywam.
Jestem dość zdystansowany, więc usłyszenie słowa pedał nie jest dla mnie niczym strasznym, sam czasami tego słowa używam. Jednak jako widza rusza mnie to, co Wy, drodzy improwizatorzy z nim zrobicie. Nie chcę Was w żaden sposób moim wywodem ograniczać, czy mówić Wam co macie zrobić. Miejcie jednak świadomość, że jestem w stanie powiedzieć, czy użyliście „pedała” sensownie, czy to był tylko tani chwyt. I miejcie świadomość, że jesteście odpowiedzialni w pewnym stopniu za ludzi, którzy na Wasze występy przychodzą. Jeśli to spieprzycie i nie nadacie temu żadnego głębszego sensu, to wiedzcie, że to potrafi zaboleć. Nawet mnie, mimo mojego całego dystansu i przyzwyczajenia do takiego stanu rzeczy. A jeśli potrafi mnie zaboleć, to nie chce wiedzieć co się dzieje w głowie osoby, która akurat w głowie przeżywa to, że jest tym nieszczęsnym „pedałem”. Rozwiązaniem bywa jeszcze zagranie karykaturą. Lecz mimo wszystko da się wyczuć z jaką intencją tę karykaturę tworzycie i to robi różnicę. Więc jeśli wpadnie Wam do głowy żeby wykorzystać „pedała” jako tanią zagrywkę, albo zapychacz sceny, proszę, nie róbcie tego. I myślę, że zasada ta dotyczy wszystkich grup dyskryminowanych.
Jako improwizator trafiłem na cudownych ludzi do stworzenia grupy. Choć bywa różnie, jak to w każdej grupie. Więc nie miałem za bardzo jakichś burzliwych historii z byciem ujawnionym. Choć doświadczyłem potęgę coming out’u właśnie w grupie, kiedy pewna osoba zmieniła nieco podejście i poglądy, bo przecież „to taki fajny gość”. Choć nie ukrywam, wpływa to, szczególnie na początku, na kontakt fizyczny w scenach. W aktualnym momencie naszego jestestwa jako grupy nie ma to żadnego znaczenia. Jednak w kontekście grupy zdarzyło mi się doświadczyć jednej paskudnej rzeczy. Wiecie, że widownie są różne. Różnicuje je także pod względem poczucia bezpieczeństwa przy poruszaniu tematu. Dzieje się to mimowolnie. I póki na scenie „pedał” się zdarzy, to jest luz, w końcu możesz zasłonić się tym, że odgrywałeś postać. Mnie niestety spotkało zjawisko „outingu”, czyli ujawnienie przez inną osobę Twojej orientacji. Pal licho, jeśli komentarz „to zabawne, bo to prawda” pojawi się przy publiczności klasyfikowanej jako bezpieczna. Niestety pojawiło się w przypadku tym drugim. Co się stało w mojej głowie? Spiąłem się i chciałem jak najszybciej zniknąć, trochę też obawiając się małej klepanki, że tak to ujmę. Na szczęście było to pod koniec występu, przez co nie miałem za bardzo możliwości zablokować się na całą resztę występu. Więc jeśli macie w grupie osobę nieheteronormatywną, nie outujcie jej. Nigdy. To jej życie, jej sprawa. I to ona poniesie ewentualną odpowiedzialność, za Waszą „pomyłkę”. (W ramach komentarza autorskiego, koledze zostało wytłumaczone dosadnie, że tak się nie robi i jest to świństwo. Zawsze. Więc jest ok, nie rozpadamy się.)
A teraz jeszcze raz o „pedałach”. Tak wiem, ile można. Niemniej o „pedałach” z drugiej strony, od strony sceny. Jak wcześniej wspomniałem, hasło pada i nie ma się co bać brać, jeśli wie się, co się chce zrobić. I jako improwizator rozróżniam publiki. Bywają publiki, nazwijmy to, niewysokich lotów, nie ujmując nikomu. Ludzie, którzy przyszli się pośmiać i nieco „odmóżdżyć”. W takich wypadkach, jeśli hasło trafi się mi, stosuję karykaturę. Nie oszukujmy się, nie zawsze jesteśmy wielkimi artystami tworzącymi niesłychane dzieła. Nikt tego nie wymaga (chyba, że mi sami), a i czasem opłaca się zagrać kartą „sprzedaje się”. Bywają też inne publiki. Publiki tak zwane „wychowane”. Jeśli weźmiecie „pedała” przy takiej publice… No cóż, zróbcie z tym coś fajnego, polanego sosem z inteligencji i wyczucia, przyprawionego emocjami i ewolucją postaci. Z tego co zauważyłem, widz to docenia, a i wy możecie zrobić coś fajnego, kiedy to po prostu będziecie kimś, komu zdarzyło się być gejem. Albo stworzyć na tej kanwie cały motyw, jak motyw podawania się za jakąś osobę, bo to modne, czy środek do jakiegoś celu. Możliwości jest masa.
A teraz, zbliżając się do końca jeszcze parę słów do tych, którzy są na warsztatach, lub dopiero myślą czy by nie spróbować, ale z jakiegoś powodu uważają, że przez inną orientację nie mają co próbować. To Wasze złudzenia, impro oferuje bardzo wiele jeśli tylko zechcesz po to sięgnąć. Nie musisz być gotowy do ujawnianiu się całemu światu od razu. W moim przypadku każdy coming out następuje tylko, jeśli w jakiś sposób pojawia się temat. Bądźcie naturalni, a impro bardzo pomaga osiągnąć tą naturalność. I jest świetnym odcięciem się od świata codziennego, więc być może stanie się nawet waszym schronieniem i pozwoli Wam dostrzec nowe perspektywy. Z doświadczenia wiem, że zmiana perspektywy potrafi być bardzo cenna. Więc nie bójcie się i jeśli macie ochotę, próbujcie. Wycofać możecie się zawsze, a spróbować zyskać to co daje impro jest po prostu warto.
Więc słowem wstępu, nie bać się, ruszać zadki, mieć głowę na karku i nie „pedalić” ze sceny, jako taniego chwytu pozbawionego sensu.
A jeśli tam gdzieś, w improwizatorskim światku są osoby LGBT i nie boicie się powiedzieć czegoś głośno, to proszę, opiszcie i Wasze doświadczenia w temacie. BO NIE MA MIEJSCA NA MONOPOL (w myśl ustawy antymonopolowej…)
Michał „Niedźwiedź” Szwedow
(Podpisuję się pod prośbą Michała o dzielenie się doświadczeniami – To niemożliwe, żeby w polskim świecie impro była tylko jedna osoba innej orientacji 🙂 / Róża)
Powiem szczerze, że nigdy nie widziałam spektaklu impro z wykorzystaniem „geja”, który nie byłby tanim sposobem na rozbawienie publiki, czy też jakimś aktem desperacji ze strony improwizatora. I dlatego bazując na moich wizualnych doświadczeniach, zaczęłam stawiać wykorzystywanie motywu homoseksualisty na równi z przeklinaniem. Dlatego czekam z niecierpliwością na spektakl, w którym homo będzie po prostu częścią historii (tak samo jak jest częścią życia codziennego) a nie tanią sztuczką, która naprawdę zaczęła mnie już głęboko irytować, bo ile można? 🙂
ps. strasznie nie lubię słowa „pedał”, nie ważne z czyich ust pochodzi i osobiście nigdy takiej sugestii bym nie wzięła 😉
Mi się zdarzyło widzieć, zdarzyło mi się nawet uczestniczyć.
Myślę, że to może być problem w grach, gdyż tam postać musi być wyrazista i zbudowana prostsza, bo nie ma się czasu na przedstawienie całej jej zawiłości. Nie będę też ukrywał, że mi się dobrze na scenie bawi stereotypem i polecam coś takiego. Najłatwiej się pobawić przez przywołanie do głowy całego stereotypu, powynajdowaniu jakichś jego elementów i po prostu zrobienie na opak. Moi znajomi nehetero też często się z tego śmieją, więc też jak wspomniałem, nie należy się bać eksperymentować z przedstawieniem postaci geja czy lesbijki. (Czy też innych, ale to długa lista)
Słowa „pedał” użyłem celowo, gdyż się zdarza, może nie tak często jak w tym tekście, ale przede wszystkim z powodu tego, że dobrze oddaje nastawienie z jakim często ta sugestia jest rzucana.
Pozdrawiam,
Michał
Czytałem wpis uważnie i zgadzam się z Tobą, choć generalnie nie zauważyłem nic odkrywczego. Każde niskich lotów sugestie zagrane po najlżejszej linii oporu, dają podobny efekt niesmaku. Dotyczy to zarówno „geja”, czyli pedała, „księdza”, czyli pedofila, czy choćby murzyna, czyli „przygłupiego niewolnika z Kongo”. Różnica polega na tym, że np. Ciebie bardziej dotyka, kiedy ktoś obśmiewa pedała – ciotę, a ja jestem wyczulony, gdy ktoś używa sobie na księdzu posuwającym ministrantów.
Każdy niezdesperowany improwizator powinien albo odrzucić takie sugestie, albo zagrać je na takim poziomie, aby były zaskakujące, a nie jechały na spłyconych i krzywdzących.
Myślę, że nie chodzi o to, żeby ten wpis przekazywał coś niesamowicie odkrywczego. Z tego prostego względu, że chciałem raczej nazwać najbardziej podstawowe i najważniejsze rzeczy – oczywistości czasem warto usłyszeć, bo przestajemy na nie zwracać uwagę.
I nic specjalnie odkrywczego nie powstało, dlatego też, że nie siedzę „w szafie”, mam luz związany z nieheteronormatywnością. I przez to również na wiele rzeczy przestałem zwracać uwagę. Na pewno dużo ciekawszy byłby tekst napisany, przez kogoś, kto nadal jest nieujawniony, z tego względu, że to też jest inny sposób myślenia, który w mojej głowie już trochę wyblakł i nie potrafię przenieść go dobrze na perspektywę impro.
Zgodzę się, że są pewne analogie w pokazywaniu „pedała” czy osoby czarnoskórej stereotypowo. Z księżmi mam nico inne zdanie. Po pierwsze dlatego, że nie jest to stała cecha, nie jest to coś, co buduje dość znacznie Twoje „ja”, że tak sobie psychologicznie pozwolę zabełkotać. Bycie księdzem, to funkcja. Dlatego już to trochę różnicuję. Choć absolutnie się zgadzam, że znowu wiązanie księdza i pedofila na scenie, jest przesadne, nudne i budzące niesmak. Z drugiej strony, jeśli zdarza się grać sceny, w których chcemy dotykać problematyki społecznej, to całkowicie zasadnym jest poruszenie tego tematu, jeśli padnie, szczególnie, że do tej pory nie mieliśmy sytuacji oczyszczenia tej rany kościoła, a i do tej pory zdarzają się sytuacje, że pomimo popełnienia tak karygodnego przestępstwa, konsekwencją jest przeniesienie do innej parafii. Tak samo jak inne problemy społeczne można poruszyć w konkretnych podanych kontekstach. W przypadku osób niehetero – homofobia z jednej strony, z drugiej strony zdarzającymi się na „pride” przekroczeniami dobrego smaku w przestrzeni publicznej, czy problem rasizmu i zdarzającego się czasem odwróconego rasizmu wśród społeczności osób czarnoskórych. Tutaj tak naprawdę wchodzi kwestia poruszenia problemu z głową.
Jak wspomniałem w tekście, mi też się zdarza jechać na spłyconych stereotypach, bardzo często, gdyby zastosować je poważnie – krzywdzących. Uważam, że nie należy się bać tego robić, bo np. w grach dość często buduje się tak sprofilowane i przerysowane postaci. Myślę, że też należy zadbać, żeby było odczuwalne, z jaką intencją tworzysz postać.
Pozdrawiam,
Michał
Jestem dziewczyną, blondynką, studiuję kulturoznawstwo. Po przeczytaniu tego tekstu miałam takie jedno przemyślenie: tylko te 3 ogólne stwierdzenia, które mnie opisują – łatwo wykorzystać do wyśmiania. Wiadomo, czasem gra stereotypem jest na tyle dobrze zrobiona, że jest śmieszna. Czasem sama robię impro w ten sposób, ale boli mnie, gdy (zwykle mężczyźni) jak grają kobiety to TYLKO puste i głupiutkie i lecące na hajs, jak dziewczyna gra blondynkę to TYLKO głupią i łatwą, a kulturoznawstwo pojawia się TYLKO, żeby poniżyć partnera na scenie. Role pustej dziewczyny też się przydają ,ale to co z nią zrobi improwizator i jak często będzie do tej jednej, konkretnej wracał to od niego zależy. Myślę więc, że warto pomyśleć o sposobie przekazania tej postaci i po co w ogóle się ją tworzy. Jeśli będzie to zbyt krzywdzące i niesmaczne – to co to za rola by nie była, nie będzie to spoko.
Pozdrawiam,
Julka
Jestem osobą biseksualną. Mam bardzo dużo lat, bez coming outu w otoczeniu. To bardzo izoluje, nie pozwala żyć na 100%, próbować nowych rzeczy. Ze względy na zinternalizowaną bifobię utrudnia wchodzenie w związki. Ze względu na lęki, że inni coś zauważą w gestach, w pierwszych skojarzeniach, w kreowanych postaciach, utrudnia to też uczestniczenie w improwizacjach. Ze względu na trudności w bliskich relacjach utrudnia też granie tych relacji na scenie.
Generalnie jest to nieciekawe doświadczenie. Cieszę się, że Ty radzisz sobie znacznie lepiej. Pozdrawiam!
Hej,
Z rozmów i doświadczeń w moim życiu dowiedziałem się, że nigdy nie jest za późno, żeby coś zmienić. Jeśli chcesz porozmawiać, możesz się skontaktować ze mną czy to przez facebooka, czy też drogą mailową: szwedowm@gmail.com.
Pozdrawiam ciepło,
Michał
Dorzucę swoje 3 grosze, jako improwidzka i jednocześnie psychoseksuolog. Powiedziałam już to kiedyś Niedźwiedziowi po występie i powtórzę teraz: wielki szacun w jaki oswaja temat homoseksualizmu ze sceny. Wiem od Michała, że poziom Jego otwartości scenicznej poprzedza to o czym pisze- szybka analiza „poziomu” widowni. Niemniej, ujawnienie swojej orientacji (jak i innych prywatnych spraw) ze sceny zawsze wiąże się z pewnym ryzykiem, dlatego mi imponuje. A najbardziej mnie wzrusza ale i zachwyca, taki prosty trik jak zamiana słów w „moja dziewczyna jest jak…” na „mój chłopak jest jak…”. Prosta sprawa a zjawisko innej orientacji upowszechnia jednocześnie skojarzeniom nadając nowy wymiar i inną perspektywę.
A odnośnie, przeze mnie również nielubianego (tak jak przez poprzedników) słowa „pedał” to nie zapomnę cudownego występu, w czasie którego na pytanie aktora zgadującego postać „jesteś przerysowanym pedałem???” Michał z niezmąconym spokojem rzucił „nie, ekscentrycznym miłośnikiem mężczyzn”. Omal z krzesła nie spadłam z zachwytu 🙂