Za pasem październik. Nowy rok akademicki. A nawet jeśli się już nie studiuje, to jesień ma w sobie coś stabilizującego. Kończą się urlopy, świat za oknem przestaje namawiać do porzucania obowiązków. Planujemy. Postanawiamy. To taki przedwczesny Nowy Rok. Zapiszę się na siłownię. Zapiszę się na warsztaty impro.

Uważam, że decyzja o przyjściu na warsztaty jest wspaniała i w efekcie rozwijająca – ale czy wszyscy przychodzimy z tych samych powodów? Przez 9 lat uczenia impro wyklarowało mi się kilka najpopularniejszych typów…

(UWAGA, lista inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, ale jednak fikcyjna i wybiórcza 🙂 )

 

1. Oglądam impro i podziwiam, co robicie na scenie, ale ja się nie nadaję.

„Już dawno temu chciałam się zapisać na warsztaty, ale się wstydziłam. Mam swoje ulubione gry impro i kojarzę grupy impro  występujące w moim mieście. Impro jest super. Bardzo dobrze się na nim bawię. Jak można tak szybko myśleć? Na pewno ja bym tak nie umiała. Coś się jednak stało – dostałam bodziec, żeby jednak spróbować. Może był to przypływ wewnętrznej odwagi, może znajomi też szli, może na mojej uczelni pojawiły się warsztaty. Może ci zupełnie normalni znajomi się nie boją, to ja też się odważę?”

Typ rozwijający się w indywidualnym tempie – często nagle wystrzelający w rozwoju o 3 piętra, kiedy przestanie siebie krytykować – bardzo refleksyjny – przejmuje się uwagami, ale analizuje je i za każdym razem jest o krok dalej. Ma swoje przemyślenia co do scen i form, i nieśmiało je komunikuje.

2. Oglądam impro i jestem na 100% pewny, że zrobiłbym to lepiej.

„Impro znam i oglądam, jest spoko. Znam huzjalna, znam stand up, sam piszę teksty i chodzę na open majki. I to, co ten koleś teraz improwizuje na scenie, to ja bym zrobił lepiej. Dwie sceny temu, tam gdzie był western, ja bym powiedział „zobaczymy się w samo południe”. Przecież to by było genialne. Nie?”

Na warsztaty przychodzi z pewnością siebie i przy pierwszej scenie dostaje po ryju. Puszcza tekst i ludzie się nie śmieją. Jak to? Chwyta się swoich sprawdzonych tekstów, a w desperacji ucieka w fekalia i wulgarność. Zazwyczaj po zejściu ze sceny orientuje się, że na scenie była druga osoba. Zazwyczaj ten typ po kuble zimnej wody reorganizuje sobie pojęcie o impro i odkrywa, że tu nie o śmieszny tekst chodzi. I z czasem naprawdę tworzy bardzo dobre sceny z partnerami, których efektem dodatkowym jest śmiech.

3. Rozwijam się aktorsko i szukam zajęć teatralnych.

„Zdaję do szkoły aktorskiej. Grałem już u Pana X i Pani Y w offowych spektaklach. Chcę więcej. I pomyślałam, że improwizacja przyda się na egzaminach wstępnych.”

Typ natchniony i uroczy. W przerwach między scenami rzuca teksty z Szekspira i literatury, którą czyta przed egzaminami. Na scenie umie się ruszać i często potrafi śpiewać i stara się używać swoich umiejętności. Na początku niepokoi go brak scenariusza, którym może się zakryć, ale z czasem bawi się jak dziecko tą formą sceniczną. (I tak samo jak dzieci bawili się studenci roku dyplomowego w Studium Wokalno Aktorskim w Teatrze Muzycznym w Gdyni.

4. Podobno będzie beka. Wezmę koleżankę.

„Akurat mieliśmy integrację socjologii i wypiłam dwa browary i kumpel mówił, że zaraz się zaczynają warsztaty impro, i będzie beka, bo on chodzi na występy i wie. Widziałam plakat na wydziale i w sumie to chyba fajne. Ale ja na pewno nie wyjdę na scenę, chcę tylko bekę potoczyć. I sama na pewno nie pójdę.”

Na warsztacie siedzi i się nie udziela. Nie chce brać udziału w rozgrzewce, ale musi. Chichra się z koleżanką, ale sama na scenę nie wyjdzie. Na koniec nie jest do końca zachwycona, bo myślała, że to będzie jak występ, a tu za mało się chichrała i jeszcze musiała brać udział. Więcej nie wróci.


5. Zaciąga mnie koleżanka, bo nie chce iść sama, a mówi, że będzie beka.

„Nie planowałam brać udziału w tych zajęciach, ale dałam się namówić dla towarzystwa. Kumpela cały czas mnie szturcha i szepce mi do ucha zamiast powiedzieć to na forum i nie mogę się skupić. Trochę się wstydzę, ale zajęcia są fajne, więc biorę udział w ćwiczeniach. Nawet coś mi wyszło, choć nie sądziłam, że jestem w stanie zagrać żabę.”

Obserwuje i z czasem odłącza się od uczestnika, który ją przytachał. Ze wszystkich, ona może zostać z impro na lata. Tak jak ja.

6. Jeśli nie wstanę od programowania przy biurku, to zwariuję.

„Nie chcę występować na scenie, ale od 8 do 17 siedzę przy kompie i naprawdę zwariuję, jak nie wyjdę do ludzi i nie spróbuję czegoś zupełnie innego. O, na polibudzie są warsztaty improwizacji. Niech będzie! A po nich pójdę z chłopakami na browara. I nawet na koniec semestru wystąpimy dla ziomków. Mi się podoba!”

Typ ścisłowca, zawsze rozumie zasady gier i ćwiczeń i możliwe, że nigdy ich nie złamie. Jeśli nie jest typem milczka, to rzuca żarty, których ja nie rozumiem, za to programiści i fizycy trzęsą się ze śmiechu. Ma dużą radość z warsztatów i opowiada o nich kumplom, a niektórych nawet werbuje. Nigdy nie był związany z teatrem, ale improwizowanie wychodzi mu naturalnie – chociaż staje tyłem do publiczności, albo mruczy pod nosem tylko do dwóch pierwszych rzędów.

7. Nie umiem rozmawiać z ludźmi. Nie lubię siebie.

„Nie mam pewności siebie. Boję się występować przed ludźmi, a moja praca tego wymaga. Kiedyś byłem zabawny i szalony, jak wy, a potem poszedłem do pracy, lata mijały… i teraz nie lubię siebie. Chciałbym znowu być dawnym sobą.”

Powyższe zdania to cytaty z trzech różnych osób, które powiedziały je na pierwszym spotkaniu, stojąc przed obcą grupą. Tych ludzi podziwiam najbardziej, bo ile samoświadomości i chęci przezwyciężenia swoich lęków wymaga taki krok? Ten typ, jak już się zdecyduje przyjść, to jest wytrwały i prze do przodu, nie zważając na obawy, czy błędy. Uczy się i rozwija, a jego życie poza warsztatami zmienia się wręcz magicznie. Podziwiam. I jestem szczęśliwa.

8. Jestem liderem.

„Kompetencje, wyniki, oceny, sprzedaż, coaching, tłumy ludzi. Nic z tego nie jest mi obce. Zajmuję się dużą organizacją, szkolę się, mogę zostać prezydentem świata. Dostanę certyfikat po zajęciach?”

Ten typ wpisuje się w aktualny świat biznesu – poszerza kompetencje, zdobywa papiery, szuka innowacji i chce być krok przed konkurencją. Na warsztatach odkrywa, że nie musi mieć wykutej prezentacji i dłoni trzymanych w domek, żeby dotrzeć do słuchacza. Zdejmuje marynarkę, poluźnia krawat i odkrywa, że swoboda, humor i szczerość nie oddalają od sukcesu, a przybliżają do Richarda Bransona.

9. Kocham WhoseLine’a!

„Znam wszystkie odcinki na pamięć, współlokator kładzie poduszkę na głowę, bo znowu nie daję mu spać, ale przypomniał mi się odcinek, kiedy Wayne śpiewa o autobusie, no i jak już to obejrzałem, to musiałem zobaczyć, jak Colin i Ryan gotują się opowiadając o Kubie i tapioce. Kocham Colina i chcę być taki jak on. Będę próbował ze wszystkich sił.”

Typ, który największą satysfakcję ma z udanej imitacji idoli. Dla którego największym komplementem jest bycie porównanym do huzlajna. Który strasznie stara się być śmieszny, bo program jest. I który nie przywiązuje wagi do tego, że 20 minut materiału kręci się kilka godzin, po czym wybiera najlepsze momenty i profesjonalnie montuje. Długo zajmuje mu dojście do wniosku, że rzeczywistość jest lepsza od jutuba. Z czasem staje się sobą.

 

Ja wpisuję się w tym 5 – w liceum wisiał plakat informujący o warsztatach teatralnych w Wybrzeżaku – po lekcjach poszliśmy tam i zapisałam się ze znajomymi na kilka, w tym impro – po miesiącu ich już nie było, ja zostałam do dziś.

A teraz Ty – przymruż oko i pomyśl, do którego w tych wyimaginowanych (choć inspirowanych prawdą) typów Ci najbliżej? A może dopiszesz swój? Zachęcam 🙂