Zgodnie z zapowiedziami, ruszam z cyklem odpowiadającym Waszym potrzebom. Rozmawiam z Wami na warsztatach i poza nimi, i za każdym razem pojawiają się nowe pytania i tematy, które Was nurtują. Niezależnie, czy jesteście impro nerdami, czy właśnie przyszliście na pierwsze warsztaty, pytania dotyczą absolutnie wszystkich aspektów improwizacji, od techniki, przez wymiar artystyczny, po filozoficzny. Bardzo mnie cieszy, jak dzielicie się ze mną swoimi przemyśleniami i to, co ja mogę zrobić dla Was, to podzielić się swoimi. Nie jest to Prawda Absolutna. Jest to moja prawda, którą wypracowałam przez lata pracy z impro, a która ewoluuje z czasem. Zachęcam do brania z niej tego, co dla Was istotne i dzielenia się tym, co Wam w duszy gra.
Pytań jest już cały stos, ale przedwczoraj na warsztatach wypłynął temat, którego nie mogę odłożyć na potem, bo jest zbyt ważny, więc będzie numerem jeden.
Co zrobić, jeśli gram z kimś scenę, a on/ona zaczyna przekraczać granicę tego, co ja, jako aktor/ka chciałabym zrobić? Na przykład, grając mojego faceta, łapie mnie za tyłek?
To, jak będziesz potraktowany, w większości przypadków zależy od tego, jak dasz się traktować – i mam nadzieję, że nie spotkasz na swojej drodze agresora, który tę linię przekroczy. Będąc w grupie impro, jej członkowie znają swoje granice i traktują siebie z szacunkiem – a jeśli tak nie jest, to natychmiast uciekaj z takiej grupy. Może się zdarzyć, że ktoś przekroczy Twoje granice nieumyślnie i natychmiast się wycofa, jeśli dasz mu sygnał. Może się też zdarzyć, że grasz z kimś obcym – na dżemie, na warsztacie. Ten ktoś może nie mieć złych intencji, całując Cię po szyi. Być może chce dać się zapamiętać, zaszokować, albo uważa, że to jest fajne. Ty też możesz tak uważać i wtedy bawcie się dobrze. Ale wcale NIE MUSISZ uważać, że to jest fajne. Jakby tego było mało, publiczność może jeszcze sytuację nakręcać, jak wspominała Klaudia z występu Młodego Impro, gdy publika krzyczała „CAŁUJ GO!”. Klaudia przestraszyła się tej sytuacji i podziękowała później partnerowi ze sceny, Danielowi, który „ograł” pocałunek odwracając ich oboje tyłem do widowni.
Ja z kolei, kilka lat temu, na warsztatach z Kanadyjczykami, brałam udział w scenie z chłopakiem, którego pierwszy raz na oczy widziałam. Była to, o ile pamiętam, scena między parą. Chłopak ten, postawny, podrzucił mnie do góry, naobracał, nadotykał, „rzucił” na ziemię i siebie na mnie. Choć nie czułam się nadużyta i trzymałam postać, byłam gotowa mu strzelić w twarz, jeśli pójdzie za daleko. Scena zakończyła się dość szybko – ale widzicie, pamiętam ją, bo oscylowała na mojej granicy. Kanadyjczycy byli poruszeni i zaniepokojeni, zapytali, czy gramy razem w grupie, powiedziałam, że nie. Nie widziałam jeszcze prowadzących warsztaty tak wytrąconych z równowagi. Zapytali mnie wprost, czy mają go wyrzucić z sali. Potem, do końca festiwalu mieli go na oku, a na wieczornych imprezach, choć nie zamieniłam z nim słowa, trzymali mnie w zasięgu wzroku i mrużyli groźnie oczy, kiedy chłopak pojawiał się w okolicy. Zatroszczyli się o mnie bardziej, niż było potrzeba i to też zapamiętałam, i traktuję jako wzór, jeśli chodzi o postawę trenerską.
Ale co zrobić, jeśli ktoś zaczyna Cię obłapiać, bo gracie scenę randkową, małżeńską, lub jakąkolwiek inną, która „uzasadnia” takie gesty i postać „mogłaby się tak zachować”, a nikt nie reaguje? Otóż moja odpowiedź brzmi, że NIC nie uzasadnia zachowania, przez które czujesz się nadużywany/a. I naprawdę, w życiu musimy robić wiele rzeczy, których nie chcemy, ale impro jest ostatnią rzeczą na tej liście.
Czytałam ostatnio wypowiedź kobiety z Chicago, która dopiero po latach opowiedziała o swojej najgorszej scenie impro. I wyobraźcie sobie, że była to scena z chłopakami, w której została wrzucona w rolę „pijanej, nieprzytomnej laski na imprezie”, a ci chłopcy odegrali na niej… scenę gwałtu. Po pierwsze, kto, NA BOGA, mógłby w ogóle uznać scenę gwałtu za ŚMIESZNĄ? A po drugie, dziewczyna ta była wówczas początkującą improwizatorką i choć czuła się psychiczne gwałcona, nie przerwała tej sceny. Wolała ją przeczekać, w końcu to tylko minuta, a potem wszyscy zapomną. Tylko, że ona nie zapomniała. I oni powinni pamiętać do końca swoich dni i się wstydzić. Dlaczego do tego doszło? Bo chłopaki byli najwyraźniej idiotami, a prowadzący występ, współgracze, widownia i sama dziewczyna tego nie przerwali. A dziewczyna nie przerwała, bo przestraszyła się, co sobie inni pomyślą – że jest złą improwizatorką, bo nie weszła w rolę, że grupa się na nią obrazi, że widownia wybuczy… widzicie absurd tej sytuacji?
Nie. Nie i jeszcze raz nie. Nic nie musisz. Grasz w impro, bo Cię to jara i świetnie się bawisz. Nikt nie ma prawa Cię zmuszać do czegoś, przez co poczujesz się wykorzystany/a. Jeśli sceniczny „Mąż” zaczyna Cię przytulać i zbliżać swoje usta do Twoich, a Ty tego nie chcesz, to daj mu jasny fizyczny sygnał. Improwizatorzy to zazwyczaj inteligentni ludzie, którzy chwytają aluzje. Możesz, zostając w postaci, obwieścić mu słodkim głosem, że bardzo masz na niego ochotę, ALE* poczekasz na niego w sypialni, (albo NIE masz teraz ochoty) równocześnie stanowczo improwizatora odpychając. Jeśli nie zrozumie przekazu przefiltrowanego przez postać, to wprost powiedz NIE, ZOSTAW MNIE, albo do jakich tam słów popchnie Cię niechęć / obawa / złość. Jeśli osobnik/czka jest zdeterminowany i głuchy na sugestie, to wybaczcie mi język, ale JP100% – j***ać postać na 100%. Żadna scena nie jest warta poczucia bycia sponiewieranym i wypominania tego sobie, być może, przez lata. W każdej chwili możesz przerwać scenę. Jak to mawiał mój profesor z reżyserii, „to nie operacja na otwartym sercu”. To jest teatr. To iluzja.
A jeśli ktoś będzie miał do Ciebie pretensje, że przerwałeś/aś scenę gwałtu, przemocy, albo „macanka”**… to będziesz wiedzieć, z kim już nigdy na scenę nie wychodzić.
A czy Wam zdarzyła się kiedyś sytuacja, w której Wasze granice zostały przekroczone?
*Nienawidzę ALE w impro, jest gorsze niż NIE, o czym później, ale w nagłych wypadkach wszystkie chwyty dozwolone.
**W której uczestniczysz, albo jesteś świadkiem.
/fot. Wojtek Rojek
Faktycznie poruszyłaś ciekawy temat. Jak tylko przeczytałam wpis, rozpoczęliśmy dyskusję z Rafałem, bo mówił, że też czytał.
Pierwsza refleksja: nie sądziłam, że będziesz mieć aż tak jednoznaczną, ostrą opinię na ten temat. Ja chyba mam bardziej neutralną. Uważam, że wszystko z umiarem, jeżeli czujemy, że ktoś przekracza jakąś granicę, dajmy mu znać jako postać. Uważam, że raczej nie powinniśmy wychodzić z postaci, da się to ograć, zachowując postać.
Z drugiej strony, faktycznie miałam podobną sytuację do Ciebie. Może nie tak hardkorową, ale podobną. Na moim pierwszym Wiośle, na dżemie, w nocy. Byłam jedyną dziewczyną wśród facetów, graliśmy w stopy, miałam rozchylone nogi, zaczęło się od porodu, a potem każdy po kolei wchodził na scenę i mnie gwałcił/ruchał się ze mną, itepe. Nie czułam się komfortowo. W końcu Chomik weszła na scenę i mnie uratowała. Dobrze to określiłaś. To był gwałt psychiczny, wyrażany fizycznie. Nieprzyjemna sytuacja.
Jednakże, nie mam problemu z bliskością na scenie. Jak tak sobie teraz myślę to być może ja mogłam przekroczyć jakąś granicę, ale inni raczej nie przekraczali mojej (poza wspomnianym wyżej przykładem). Całuję w policzek, w okolice ust, przytulam się, łapię za rękę, robię lap dance. Wiem, że zdecydowana większość członków MOVIEmy nie ma z tym problemu, ale faktycznie na przyszłość muszę zapytać jedną, czy dwie osoby, bo nie wiem.
Trochę chaotyczna ta moja wypowiedź i momentami może przecząca sobie.
Podsumowując: nie mam aż tak ostrej opinii na ten temat, jak Ty, nie mam problemów z bliskością na scenie, zazwyczaj nikt nie przekracza moich granic, ale przykład z Dżemu wskazuje, że też mam swoje granice i nieprzyjemne jest, gdy ktoś je przekroczy, muszę zapytać niektórych osób o tę kwestię oraz absolutnie masz rację, że nie powinniśmy robić nic wbrew sobie.
Pozdrawiam 🙂
Dzięki za ten komentarz 🙂 Ja sama wielokrotnie grałam w swojej impro historii sceny, w których się całowałam w usta z kompanami / kompankami z grupy, przytulałam, grałam sceny seksu, łapałam za tyłek i byłam łapana, i świetnie się bawiłam. Ale to było z osobami, z którymi czułam się bezpiecznie, znaliśmy się i przyjaźniliśmy na scenie i poza nią. Pozwalałam na to i oni na to pozwalali, i obie strony to wiedziały. Nie chodzi o to, że jestem przeciwna takim scenom. Tylko temu, żeby ktokolwiek Cię do nich przymuszał, kiedy nie masz na to zgody.
To taki „codzienny” temat, ale zwykle nie poruszany. Fajnie, że napisałaś.
W ogóle tak dodatkowo do tematu i co do sceny gwałtu opisanej w poście i tej sceny z Dżemu ze Stopów, o której pisała Emilia – często niestety się sięga po taką dosłowność. Łapanie za tyłek, frykcyjne ruchy, ocieranie, rozchylanie nóg i inne takie. A przecież symbolika, montaż, domysł i wyobraźnia widzów to narzędzia, które dają nam takie pole do tego żeby ograć to wszystko inaczej. Moim zdaniem tematy seksu czy gwałtu mają rację bytu i są ważne w impro – może nie koniecznie (czy zawsze) dla śmiechu, ale przecież w impro nie zawsze chodzi o śmiech – ale można zagrać je nie grając scen bezpośrednio je pokazujących.
A co do inteligencji i wyczuwania się, to jest jakaś taka przyjemna prawidłowość, że jakoś tak dziwnie widać po twarzy od razu kto ma wrażliwość na swoje i cudze granice i potrafi się w sekundę ogarnąć gdy się zbliża do ich krawędzi 🙂 To po prostu widać. Całe szczęście 🙂
No właśnie taki codzienny temat, a aż podskoczyłam, kiedy się okazało na warsztatach, że jest nieoczywisty. A co do wykorzystania tematu gwałtu / seksu i innych istotnych, to właśnie fajnie mieć tę świadomość o której mówisz, że można je wykorzystać niekoniecznie dla śmiechu – jakby nie było, jesteśmy na scenie i ludzie nas właśnie słuchają – mamy w rękach potężne, a często pomijane, narzędzie do opowiadania o rzeczach ważnych.
Spoko temat Róża. Tak jak napisałaś jest różnica i to mocna wg. mnie w tym czy takie sceny są w grupie ludzi, z którymi sie znasz i lubisz a z tymi, z którymi nie grasz na zazwyczaj lub ich nie trawisz zwyczajnie… Impro ludki są z reguły inteligentni to prawda, choć nie zawsze intencje są rozumiane w pierwszej chwili. Czasem, gdy osoba „napastująca” dostaje lekkie bodźce i w tym samym czasie widzi energię publiki ciśnie dalej bo jest przekonany, że druga osoba też czuje tę energię i chce jeszcze grać. Pierwsze proste myślenie PUBLIKA -1 BODŹCE -0. Dopiero po chwili, gdy już ta granica jest przekroczona dochodzą pozostałe sygnały… To wszystko jest do dopracowania w grupach, Natomiast z pozostałymi to już ciężej. Również jak zostało wspomniane też to, jak samemu się z tego wykaraskać. Zależy chyba troche od postaci jaką się ma. status 1-3 zawze może tak się podjarać, że omdlewa/płacze/”mama zabrania” 6-10 można przejąc scenę itp. itd. Uważam, że sposobów jest dużo na wyślizgnięcie się. I pamiętajmy o osobach, które mogą powiedzieć ten stop ciecie itp. Oni też powinni widzieć czy na scenie jest cool czy granica pęka.. Kurka jeszcze pomyślę i ew. cos dopiszę 🙂
Myślę, że zebrałeś do kupy wszystkie ważne rzeczy 🙂 Oj tak, najgorszym scenariuszem jest to, o czym napisałeś – kiedy improwizator nie odbiera bodźca od partnera na scenie, bo ucho ma skierowane na widownię. A widzowie prawdopodobnie chętnie zbadają, do czego zabawiający ją improwizator jest w stanie się posunąć. I oni mogą nie zauważyć subtelnych bodźców, a nawet jeśli zauważą, mogą pomyśleć, że wszystko jest ok, skoro improwizator dalej napiera (bo ci na scenie wiedzą, co robią, prawda? Prawda?…). Ale jeśli ktoś jest głuchy na partnera, to i tak reszta zespołu powinna go słyszeć i reagować. Zespół musi o siebie dbać i czuć odpowiedzialność za resztę. A jeśli jest to występ z obcymi ludźmi, typu dżem, to prowadzący musi stać na straży. Jeśli wszyscy będą siebie słuchać i reagować, w ogóle nie dojdzie do sytuacji, kiedy nadużywany improwizator będzie musiał sam siebie ratować i stosować uniki.