„Nie skoczę do wody, dopóki nie nauczę się pływać” – powiedział głupi.  / Julian Tuwim

Zdecydowałeś. Chcesz skoczyć i zaangażować się w impro. Jeśli ciągnie Cię w tę stronę, nie wahaj się, to jedna z najlepszych rzeczy, jakie możesz dla siebie zrobić.

Załóżmy, że jesteś na zupełnym początku drogi – czyli podjąłeś decyzję, ale jeszcze nie wiesz, jak się zabrać za zakładanie grupy. Powiem Ci teraz, na czym powinieneś się skupić, zanim zaczniesz wydzwaniać po okolicznych klubach. Wiem, że entuzjazm to ogromna siła, ale wstrzymaj konie, dopóki nie ustalisz tych kwestii. Lepiej zacząć chwilę później, ale działać 10 lat, niż pójść na żywioł i się rozsypać po roku.

1.Warsztaty.

Pierwszym, najważniejszym punktem jest nauka. Wierz mi, nie wystarczy oglądać Whose Line’a, ani występów na żywo. Tak jak powtarzam, to, że znasz zasady piłki nożnej, nie znaczy, że potrafisz w nią grać. Ludzie często przychodzą po raz pierwszy na warsztaty, bo ulegli złudnemu wrażeniu, że „zrobiliby lepiej” to, co zobaczyli na scenie. Dopóki sam nie spróbujesz grać, będziesz żył wyobrażeniem o swoich możliwościach. Zdarza się, że ludzie przychodzą z bardzo silnie zakorzenionym przekonaniem, jak impro powinno wyglądać (i np. cisną żenujące żarty, co rusz zerkając na mnie z zadowoleniem, bo myślą, że mi imponują). Tacy studenci niestety mają trudniej. Zanim zrobią jakikolwiek postęp, muszą najpierw cofnąć się kilka kroków, by wyplenić złe nawyki. Nie wyplenisz ich z siebie, jeśli nikt Ci na nie nie zwróci uwagi. Dlatego tak ważna jest nauka na warsztatach, przed podjęciem samodzielnych działań. Oczywiście, możesz mieszkać w mieście, gdzie nie masz żadnego trenera. Wtedy bierz ekipę i ćwiczcie. To nie jest niewykonalne, po prostu jest trudniejsze, bo musicie sami odkryć prawdy, których nikt Wam w pigułce nie przekaże. Kiedy zaczynaliśmy działać z grupą W Gorącej Wodzie Kompani, nie mieliśmy się od kogo uczyć, bo byliśmy pierwsi. (Nie licząc nauk, które Szymon Jachimek przywiózł z uniwersytetu w USA). Jestem bardzo wdzięczna za ten proces, w którym sami musieliśmy odkryć choćby to, że gagi nie są celem sceny (po prostu nikt już nie chciał wychodzić z osobami, które wchodziły innym na głowy, by zrobić żart, z którego nie wynikało nic poza śmiechem widzów). Jeśli uczycie się sami, od razu przejdźcie do drugiego punktu. I bądźcie bardzo czujni. Znam przypadki grup, które ucząc się same, tak wpadły w przekonanie, że robią coś dobrze, że nawet trenerzy z zewnątrz nie są w stanie z nich tego wyplenić.  Mam bardzo dużą cierpliwość do uczniów, ale jednej rzeczy nie toleruję – braku pokory.

2.Więcej warsztatów.

Niezależnie, czy masz to szczęście i możesz uczyć się impro co tydzień, czy nie, dobrze jest poszerzać horyzonty. Spotykaj się z ludźmi, z którymi Ci się dobrze pracuje (patrz punkt 3) i trenujcie poza cyklicznymi warsztatami. Notujcie wnioski. Konsultujcie je z Waszym trenerem, trenerką na zajęciach. Jeździjcie na warsztaty do innych miast, jeśli nadarzy się okazja, że trenerzy przyjeżdżają zza granicy, albo z innych części kraju. Możecie pójść na warsztat na ten sam temat do 5 różnych trenerów i dowiedzieć się czegoś innego, poznać inną perspektywę. Do tego, jak już się mogłam przekonać przy okazji zjazdu międzynarodowej grupy Ohana, do której należę, w różnych krajach na różne aspekty pracy scenicznej kładzie się nacisk (o tym napiszę, jak wrócę w sierpniu z tygodniowego zjazdu w Słowenii). Poza jeżdżeniem na warsztaty, kiedy już uformujecie grupę, zapraszajcie trenerów do siebie, na prywatne treningi. Świeże oko wskaże Wam nowe możliwości rozwoju i ewentualne schematy, w które wpadacie. Do tego, może dać Wam zastrzyk świeżej energii i bodziec choćby do nowych impro form.

 

3.Zebranie grupy.

Jeśli myślisz, że zebranie chętnych do stworzenia grupy będzie problemem, to jeszcze nie dotknąłeś prawdziwego problemu. Oczywiście, możesz rzucić hasło „Hej, kto chce, zróbmy impro!” i dostaniesz zbieraninę, która może się genialnie zgrać, zaiskrzyć i działać latami. Ale może też w ogóle nie zaiskrzyć. Część osób może się nie lubić na starcie. Część może być bardzo ciężka we współpracy. Wszyscy mogą być na scenie świetni, ale różnica temperamentów nie pozwoli im się dogadać w normalnej rozmowie. Powiem tak – jak jesteś wolny, romansuj ile chcesz, ale jak chcesz już wejść w związek, to z kimś, do kogo jesteś w pełni przekonany (albo przynajmniej Cię ekscytuje!). Chodźcie ze sobą na piwo, dowiedzcie się o sobie wszystkiego. Zrozumcie, w jaki sposób myślicie. Rozumienie się bez słów tworzy na scenie magię. Trenuj i z setką różnych ludzi, nabieraj doświadczenia, ale jak chcesz już się związać z grupą, to bądź pewien, że za rok i za dwa dalej będziesz chciał w niej być. A jak nie jesteś pewien, z góry załóżcie, że jest to jednorazowy projekt, który może w przyszłości przerodzić się w coś poważniejszego. Właśnie – założenia. I tu nadchodzi kolejny, czwarty, ważny punkt.

A ile powinna liczyć osób? Na początek kilka osób będzie w sam raz. Kiedy zaczynaliśmy z Kompanami, liczyliśmy 17(!) osób. W ciągu roku skład stopniał do 11 osób, a z czasem doszedł pianista. To było dużo, ale mieliśmy ten komfort, że nie musieliśmy rezygnować z występów z braków składowych, bo zawsze kilka osób było dostępnych. Musicie się liczyć z tym, że ktoś może odpaść, bo życie płata figle. Najbardziej komfortowo jest, kiedy macie na scenie kilka osób – w ten sposób zagracie i długie, i krótkie formy. Z czasem spróbujecie innych rzeczy, na duety i impro solo jeszcze przyjdzie czas.

4.Założenia grupy.

Tu jest wszystko. Gdy masz już zebraną ekipę, pora usiąść razem przy okrągłym stole i ustalić… wszystko. Po pierwsze, czy Ty jesteś liderem? Ktoś inny? Czy JEST lider w tej grupie? Czy chcecie być na równi i podejmować decyzje demokratycznie? Jeśli wybieracie demokrację, tym ważniejsze są początkowe ustalenia – dzięki nim, nie będziecie musieli przy każdej drobnej rzeczy się spierać. Pytania, które musicie sobie zadać, to między innymi:

  • Jaki jest podział obowiązków w grupie? Kto odpowiada za przygotowanie treningów? Kto za social media? Kto za pieniądze grupowe? Kto za gromadzenie materiałów, zdjęć, filmów? Kto za kontakt z klubami?
  • Jaką przyjmujecie nazwę? (Niech coś o Was mówi! Nie musi mieć „impro” w nazwie! Co sprawi, że ludzie ją zapamiętają?) Jaką identyfikację graficzną? (Na przykład logo. Zróbcie sobie porządną sesję fotograficzną, może być zupełnie prosta, byle technicznie profesjonalna, bo złe zdjęcia sugerują niechlujstwo i fuszerkę). Czy macie jakiś element wyróżniający Was, maskotkę?
  • Jak chcecie wyglądać? Grać w tym, w czym akurat przyjdziecie, chcecie mieć koszulki z logo grupy, ubierać się w konkretnej kolorystyce? Nawet nie wiecie, na jaki ośli opór można się natknąć, gdy pomalujesz usta na czerwono.
  • Co chcecie grać? Zacząć od krótkich form, z czasem spróbować długich? Krótkie forever, bo są rozrywkowe? Tylko długie, bo krótkie są zbyt mainstremowe? Grupy już się rozpadały, bo po jakimś czasie okazywało się, że w tej kwestii były rozbieżne głosy.
  • Jak chcecie się rozwijać? Czy wiecie, jakie są Wasze najsłabsze i najsilniejsze strony? Możecie dawać sobie zadania na kolejne treningi / występy – np. jeśli ostatnio graliście gadające głowy, trenujcie ciało. Z Kompanami ustalaliśmy sobie też cele nadrzędne na dany rok, np. Rok Ucha, czyli rok, w którym naszym celem jest rozwinięcie umiejętności słuchania partnera na scenie. Niektóre założenia się nie sprawdzały, bo były źle skonstruowane – zawsze możecie je zmienić w trakcie roku/miesiąca, kiedy stwierdzicie, że nie działają, albo już wypełniliście cel.
  • Kiedy zacząć występować? Tu nie ma schematu. Niektórzy pchają się na scenę po kilku tygodniach (ba, po kilku dniach OGLĄDANIA HUZLAJNA), niektórzy po roku jeszcze nie są pewni. Musicie to wyczuć. Na pewno odradzałabym wskakiwanie na scenę w samodzielnym występie, bez chociaż zaliczenia porządnych warsztatów. Jak czujesz, że już jesteś gotowy – idź na dżem, wyjdź do gry, skonfrontuj się z widownią. Zagranie choćby przed piątką widzów to kosmos w porównaniu z zagraniem nawet dla 30 osób na warsztatach. Jeśli macie na miejscu trenera – poradźcie się. I jedną rzecz miejcie z tyłu głowy – JESTEŚCIE ODPOWIEDZIALNI ZA NAS WSZYSTKICH. Jeśli poczujecie się zbyt pewnie, a na scenie wyjdzie koszmarek, to widzowie mogą już na zawsze myśleć, że impro jest koszmarkiem.
  • Co z hajsem? To jest temat kwasogenny, zawsze. Lepiej od razu powiedzieć sobie, np. że przez pierwszy rok na pewno nie bierzecie pieniędzy za bilety, a w kolejnym roku zaczniecie biletować. Od razu ustalcie, co zrobicie z pieniędzmi, jeśli trafi się płatne granie. Dzielicie między sobą? Odkładacie całość do kasy i wykorzystujecie na koszulki? Na karnety na festiwale impro? Na warsztaty? (polecam z tych pieniędzy np. wysyłać jedną osobę z grupy na warsztaty z Kimś Przyjezdnym Z Daleka, żeby ta osoba później przeprowadziła ten warsztat dla reszty grupy) Na zaproszenie trenera impro na Wasz prywatny trening? Na żadne pieniądze ponad to nie liczcie.

5.Poznajcie środowisko.

Nie jesteście sami. Jeśli w Waszym mieście jest dobrze zorganizowane środowisko impro, to nietrudno będzie zapoznać się z innymi. Może jest grupa na fejsie, w której możecie się przywitać i zaprosić na pierwszy występ? Idźcie na występ grupy, która już w okolicy działa. Radźcie się starszych kolegów. Jeśli macie jakiś problem, oni prawdopodobnie już przez to przechodzili. Szanujcie środowisko. Nie rywalizujcie. Nie róbcie kwasów. Nie bądźcie zadufani w sobie. Czas, rynek i ludzie są bezlitośni dla buców. Z drugiej strony, jeśli zdarzy Wam się ta przykrość i traficie na taki wyjątek, i ktoś będzie robił Wam nieprzyjemności – dobrze Wam radzę, po prostu unikajcie takich ludzi. Szkoda Waszych nerwów. Jeśli ktoś ma problemy ze sobą, jest sfrustrowany i niedowartościowany, będzie to przelewał na ludzi wokół – w tym na Was. Ale wiecie co? To jest jego problem. Nie Wasz. Ignorujcie, nie dawajcie się wciągnąć. Jest w życiu tyle sytuacji, które musimy znosić, mimo, że nie chcemy, że impro jest naprawdę na ostatnim miejscu rzeczy, w których powinniście się do czegokolwiek zmuszać. Róbcie swoje i nie oglądajcie się na boki. Nie zrażajcie się pustymi salami, z Kompanami najpierw grywaliśmy dla kilku(!) osób (nas było więcej, niż widzów), a z czasem zapełnialiśmy aulę uniwersytecką i widzowie musieli siadać na schodach i parapetach. Jeśli zdecydujecie się zaangażować w lokalne impro środowisko, szybko poczujecie, jaka to jest siła. Nie dość, że sobie nie „podkradacie” widzów, to jeszcze wspólnie budujecie świadomość tego, czym jest impro. Możecie robić wspólnie dżemy. Festiwale. Wspólnie ściągać trenerów na warsztaty. Impro gromadzi wspaniałych, empatycznych i życzliwych ludzi. Z którymi jest cholernie dużo zabawy. Bawcie się dobrze 🙂

 

„Impro to szkoła wolności.” – powiedział Kuba, jeden z moich studentów. Uczcie się. Bądźcie wolni. Podążajcie za emocjami, za ekscytacją. Cieszcie się tym ogniem, który w Was płonie. Ustalcie wszystkie kwestie, o których napisałam, ale nie uwiązujcie się – jak coś okaże się nieodpowiednie, zmieniajcie. Zrozumcie, o co Wam chodzi, czego Wy chcecie i podążajcie za tym, bo dzięki temu będziecie wyjątkowi. I skaczcie!