Kiedy zapytałam Menelaosa, czy chciałby coś dla mnie napisać, od razu wiedział, o czym to będzie – o społeczności impro. Jakże byłam zaskoczona, kiedy dostałam gotowy tekst nie miesiąc później, a już następnego dnia. A potem pomyślałam – czemu ja się właściwie dziwię? Kiedy jesteś człowiekiem, który przywiózł impro do Twojego kraju, zbudował środowisko od zera i po zaledwie pięciu latach postawił teatr – i budynek, i instytucję artystyczną – i ma już za sobą drugą edycję międzynarodowego festiwalu Mt.Olymprov w Atenach… to zna wartość społeczności. Jestem wdzięczna, że mogłam być częścią tego festiwalu, poczuć tę energię, uczyć się i wystąpić z tym inspirującym Grekiem i innymi – i mogę powiedzieć, że doświadczyłam tam najlepszej energii, jeśli chodzi o społeczność spośród wszystkich festiwali. Zgadzam się z Menelaosem w pełni i cieszę się, że akurat teraz o tym napisał. Nadchodzi nowy sezon i myślę, że właśnie teraz nasze polskie środowisko powinno się zastanowić i zaplanować wspólne działania na nadchodzący rok, aby rosnąć w siłę. Razem.

CZY KOCHASZ SPOŁECZNOŚĆ, JAK KOCHASZ FORMĘ SZTUKI?
Menelaos Prokos

Zastanawialiście się kiedyś, jak ważną rolę w rozwoju sztuki teatru improwizacji odgrywa środowisko? Będąc częścią trzonu ekipy, która od zera starała się stworzyć środowisko impro w Grecji, poczułem na własnej skórze, że ma ono siłę budowania, jak i niszczenia impro, tak dla mnie, jak i dla ogółu.

Od chwili, kiedy zakochujemy się w impro (czyli, umówmy się, dla większości z nas oznacza to moment, kiedy odkryliśmy, że istnieje), nie możemy się doczekać zaangażowania i wyjścia na scenę. Chodzimy na warsztaty, oglądamy występy, sami gramy, słuchamy podcastów, czytamy książki, przegadujemy całe noce ze znajomymi, zasypiamy na kanapie, oglądają Whose Line’a… ale co się za tym kryje? Nie chodzi o mnie i oglądanie mnie na scenie. Gdyby to o to chodziło, mógłbym śpiewać pod prysznicem i być tym zajarany.

Pomyślcie. Na dowolnym występie impro, jaki procent widowni to improwizatorzy? Przypomnij sobie, jak się jarasz, kiedy idziesz na warsztaty z kimś przyjezdnym i wiesz, że razem z Tobą będą tam ludzie, z którymi nie grasz na co dzień? Albo ma międzynarodowych festiwalach, w Twoim czy innym kraju – czy spotykanie starych znajomych i zawiązywanie nowych przyjaźni nie jest jedną z najlepszych rzeczy? Albo kiedy idziesz z impro znajomymi na piwo, oni przyprowadzają swoich znajomych i okazuje się, że jeden z nich właśnie zapisuje się na impro warsztaty? Ma się to poczucie „to jeden z nas!” I przy tym wszystkim, mało kiedy ktokolwiek wspomina, jak przysłużył się rozkwitowi impro środowiska. Z jednej strony jest to element cały czas obecny, a z drugiej pomijany.

Kiedy zaczynałem uczyć impro w Grecji, zakładałem, że zajmie to lata, zanim zbierze się przyzwoita ilość ludzi zaangażowanych w to. Może i jesteśmy kolebką teatru, który znamy, ale do 2012 roku impro w tym kraju nie istniało. Ku mojemu zdziwieniu, na starcie zebrało się 30 zainteresowanych osób i od tej pory ta liczba stale rośnie. Ale nie to było najważniejsze. To, co kocham najbardziej, to że ci ludzie, przed chwilą sobie obcy, zaczęli spotykać się po zajęciach, poznawać i nawet gdy ktoś kończył chodzić na zajęcia, dalej pozostawał w kontakcie z resztą.

Największy szok przeżyłem w grudniu 2012 roku, kiedy stawialiśmy budynek naszego teatru. Było to ledwo 3 miesiące po tym, jak przedstawiłem impro garstce ludzi. Ludzi, którzy technicznie rzecz biorąc płacili mi za dostarczenie im produktu. Nic dla nich nie znaczyłem, inni studenci dla nich nic nie znaczyli, nasza impro grupa nic dla nich nie znaczyła. Nie mogło to dla nich nic znaczyć w tak krótkim czasie.

I tu się myliłem. Te wszystkie rzeczy wiele dla nich znaczyły. Więcej, niż sobie mogłem zdawać sprawę. Oni mieli poczucie przynależności, bycia częścią czegoś większego. Ze wzruszenia odbierało mi mowę każdego dnia, kiedy ci ludzie pojawiali się, żeby pracować dzień i noc, żeby postawić na nogi nasze miejsce, nasz teatr. Sprzątali, malowali ściany, polerowali drewno, nosili rzeczy i nie dostawali nic w zamian. W każdym razie, nic materialnego.

Gdyby nie oni, nie zrobiłbym tego. To był jakiś niewykonalny wyczyn, a jednak postawili wszyscy na jedną kartę. Serio, byli ludzie, którzy potrafili wpaść późnym wieczorem, powiedzieć „Totalnie nie mam czasu, żeby pomóc, ale macie, przyniosłem przekąski i coś do picia dla wszystkich pracujących.” Dostaję gęsiej skórki za każdym razem, jak sobie to przypomnę. Miałem dni zwątpienia, kiedy nie byłem w stanie już nic więcej zrobić i wtedy ci ludzie wyciągali mnie z dołka i pokazywali, że we mnie wierzą. Gdyby nie ta społeczność, już dawno bym się poddał. Ci ludzie, którzy sobie pomagali, mimo że nawet jeszcze nie zbudowali silnych więzi. I to był początek społeczności. Grupa ludzi, która ma coś wspólnego. Coś takiego, że spotykasz nieznajomego w barze i możesz mieć farta, i móc powiedzieć „O, Ty też jesteś w to zaangażowany?” i puścić oko, dając znać „Nie jesteś sam, jestem z Tobą”.

Rozumiem jednak, że nie wszyscy czują to, co ja. Nie każdy chce być częścią środowiska i musimy to uszanować. Bycie poza środowiskiem nie oznacza, że nie odniesiesz sukcesów i nie będziesz się dobrze bawił. Po prostu oznacza to, że tracisz dużą część tych doświadczeń i tego, jak impro może Cię zmienić. Przez pierwsze pięć lat szerzenia miłości do impro w Grecji (i podejrzewam, że też poza nią), widzieliśmy wielu ludzi, grających i niegrających, niezainteresowanych środowiskiem. Szkoda, kiedy tak się dzieje. Zwłaszcza, kiedy ci ludzie zaczynają zachowywać się jak gnojki, widać, że inni improwizatorzy przestają przychodzić na ich występy. W tym samym czasie, oni nie chodzą oglądać innych. I nie chodzi o to, że żadna za stron nie chce. Chodzi o brak poczucia przynależności i połączenia. To ma sens. Jeśli nie czujesz żadnej nici porozumienia z kimś, to czemu miałbyś iść na jego występ? Czemu miałbyś go wspierać? Za dużo na świecie jest spraw potrzebujących naszego wsparcia, wybieramy te, z którymi czujemy się związani. Kiedy nie jesteśmy połączeni z resztą środowiska, pozbawiamy się sami wpływu i inspiracji, które moglibyśmy czerpać od innych. Tej empirycznej nauki, która pozwala nam się rozwijać, nawet przez samo oglądanie występów i rozmowy z ludźmi, którzy myślą podobnie.

Myślę, że da się to odnieść do każdego typu społeczności. Wszyscy jesteśmy ludźmi, jesteśmy razem, wspieramy się. Ale zawsze są też podgrupy. Ludzie łączą się, bo są ludźmi. A niektórzy łączą się bardziej, bo mieszkają na tej samej wyspie. A niektórzy jeszcze bardziej, bo tak samo stracili rodziców w młodym wieku. I połączenie się pogłębia, jak się okaże, że ktoś też trenuje szermierkę, albo cokolwiek innego. To nie jest elitarność. Chodzi o to, że jak znajdziecie coś wspólnego, zaczynacie mówić tym samym żargonem, odnajdujecie się w tym samym kodzie i czujecie ze sobą silniejszą więź. Masz radość z tej relacji i potrzebujesz więcej tego typu ludzi wokół Ciebie, bo im więcej ich masz, tym większa i bardziej zaraźliwa energia od Was bije. I jest to wspaniałe uczucie.

Wierzę, że jest to bardziej, niż pewne, jeśli chodzi o improwizatorów. Zwłaszcza, że nasza forma sztuki opiera się na komunikacji, dawaniu, słuchaniu, akceptowaniu, na sprawianiu, że nasz partner wygląda dobrze. Z założenia uczy to nasz troski o bycie razem i budowanie wspólnie Czegoś Większego Niż My Sami. Chcemy więcej, dla siebie, dla naszej formy sztuki, dla naszej społeczności. Chcemy nawet więcej, kiedy nasza społeczność jest młoda. Chcemy ją chronić, pomóc jej stanąć na nogi, stworzyć solidne, radosne i bezpieczne otoczenie, do którego mogą dołączyć nowi ludzie – bo wiemy, jak na haju się czujemy dzięki impro i chcemy, aby inni też byli w stanie poczuć to tak intensywnie, jak my i wziąć w tym udział.

Żeby społeczność rosła i tętniła życiem, potrzebuje miłości i troski. Jak raz ożyje, nie możesz oczekiwać, że taka pozostanie, jeśli każdy nie odegra w tym swojej roli. Może zastanawiasz się, jak możesz pomóc swojemu lokalnemu środowisku. No, jest dużo sposobów. Oto krótka lista:

  • Poświęć czas, aby oglądać występy innych ludzi.
  • Osobiście zapraszaj ludzi na swoje występy.
  • Organizuj wydarzenia. Imprezy, wyjścia, gry, escape roomy, noce filmowe…
  • Spisuj swoje myśli o impro i dziel się nimi z innymi.
  • Zobaczyłeś w internecie coś ciekawego? Podziel się!
  • Ucz! Proponuj treningi, otwarte warsztaty.
  • Idź na warsztaty do ludzi, z którymi wcześniej byłeś w grupie.
  • Nigdy nie umniejszaj tego, czego inny improwizator może Cię nauczyć!
  • Oferuj pomoc. Wyciągaj rękę, wspomóż innych, jak organizują duże wydarzenie, dziel się doświadczeniem… improwizatorzy to entuzjastyczni ludzie, którzy mają wiele różnych zainteresowań. Jest szansa, że wielu z nich jest zaangażowanych w rzeczy, o których nie masz bladego pojęcia, a mógłyś spróbować z ich pomocą.
  • Bierz udział. W czymkolwiek. We wszystkim.

Rób to dalej – wychodź do ludzi, występuj, bierz udział w warsztatach, ucz innych, stawaj się lepszy i lepszy, i nie przestawaj tego kochać. Zawsze pamiętaj, aby doceniać, kochać i pielęgnować społeczność. Pamiętaj, że to ci ludzie zawsze siadają w pierwszych rzędach na Twoich występach. Pamiętaj, kto jest adresatem Twoich postów o nadchodzących warsztatach. Pamiętaj, kto zawsze wybuchnie śmiechem na Twój spontaniczny i durny tekst przy obiedzie, tekst który, umówmy się, nie był tak naprawdę śmieszny, ale śmieje się, bo Cię rozumie. Pamiętaj o tym, że już po wszystkim, w dni, kiedy jesteś świetny i w dni, kiedy jesteś do bani, że to Twoje środowisko impro będzie Cię dopingowało, jakby jutra nie było i wyciągnie rękę mówiąc „Proszę, przynoszę Ci najlepszą rzecz na świecie, bo na nią zasługujesz.” I kiedy tak się stanie, to też będziesz szczęśliwcem, który ma łzy radości w oczach, jak ja w tej chwili, na samo wspomnienie tego uczucia. Rany, to uczucie…

IMG_2422