Są takie dni, kiedy czujesz się gorszy od innych? Albo po prostu, jakąś taką, kiepską wersją siebie? Albo od dawna zabierasz się za nowe przedsięwzięcie, ale jakoś zawsze wszystko inne jest ważniejsze, a nawet, kiedy masz czas, to coś w środku blokuje Cię przed podjęciem wyzwania?

Powiem Ci, w czym leży problem.

W Tobie.

Oho, poruszył się. Usłyszał to zdanie, wstał z wygodnego fotela, w którym się wygrzewał, w kącie Twojej świadomości i już jest gotowy do akcji. Nieco niezadowolony, że mówię o nim otwarcie, bo potrafi działać całymi latami będąc niezauważonym, a tak mu się najlepiej. Twój Wewnętrzny Krytyk. Przywitaj się z nim, nieładnie tak ignorować kogoś, z kim rozmawiasz codziennie.

Nie muszę Ci go przedstawiać, wystarczy, że przypomnisz sobie wszystkie sytuacje, kiedy w siebie zwątpiłeś, myślałeś, że nie jesteś wystarczająco dobry (albo do niczego po prostu), że kiepsko wyglądasz, jesteś za mało mądry, albo za mało zabawny, lub kiepsko wykonujesz swoją pracę. Albo, kiedy ktoś Ci mówił coś miłego, a Ty zaprzeczałeś i wyprowadzałeś go z błędu, popierając argumentami tezę, że jest wręcz odwrotnie.

Wewnętrzny Kryty ma 3 tryby pracy.  Opiszę je z punktu widzenia hipotetycznego improwizatora, ale w jego miejsce możecie wstawić sobie dowolnego osobnika o dowolnej profesji.

Wyobraźmy sobie sytuację tuż przed podjęciem akcji. Czyli, na przykład, moment wchodzenia na scenę, kiedy jeszcze nie wiesz, co się wydarzy, ale zaczynasz jakąś akcję, realizujesz jakiś pomysł. Dla dodania dramatyzmu, wyobraźmy sobie, że to jest ważny dla Ciebie występ. Może na festiwalu, w obcym mieście, wśród innych grup, a może na widowni siedzi ktoś, na kim Ci zależy. Stawka jest wysoka. I wtedy na ramieniu siada Ci on. I czeka na chwilę, kiedy stracisz koncentrację i przestaniesz być Tu i Teraz. I jedzie:

CO ONI SOBIE POMYŚLĄ?

W tej fazie przejmujesz się ludźmi, których nie znasz, z którymi najprawdopodobniej w ogóle nie będziesz miał okazji porozmawiać:
Co pomyślą widzowie? Czy będę fajny? Czy mnie polubią? Czy jak spojrzę na ich twarze, będą uśmiechnięci, czy znudzeni? A ta dziewczyna / ten chłopak, którego zaprosiłam? A co jeśli stwierdzi potem, że to głupie i więcej nie przyjdzie, i nie zadzwoni? A co, jeśli w internecie napiszą, że wszyscy byli fajni, poza mną? A jeśli wybiorą mnie, żebym odpadł? I tak dalej, i tak dalej, festiwal wątpliwości i lęków. Ostatecznie, żaden z lęków się nie spełnia. Nic takiego się nie dzieje.

CO WY SOBIE POMYŚLICIE?

Tu przejmujesz się ludźmi, których znasz, z którymi masz styczność i którzy mogą wyrazić swoją opinię:
A moja grupa? Co pomyślicie, będąc ze mną na scenie? Co, jeśli zrypię? Czegoś nie usłyszę? Zepsuję historię? Zrobię coś żenującego? A jeśli wybiorę słabą sugestię i moja grupa się na mnie wkurzy i później będzie mi to wypominać? A co, jeśli będę najsłabszy i będziecie się zastanawiać, co Wy ze mną robicie? A co, jeśli pomyślicie o mnie źle, ale mi nie powiecie, bo nie będziecie chcieli mi sprawić przykrości? A co, jeśli zacznę się bać, a Wy to zobaczycie i pomyślicie, że jestem słaby?… Ostatecznie, żaden z lęków się nie spełnia. Nic takiego się nie dzieje.

CO JA SOBIE POMYŚLĘ?

Najgorszy ze wszystkich. Tak jak o innych możesz fantazjować, obawiać się i przypuszczać, to co do tego, co Ty myślisz, nie masz wątpliwości. I tak, jak widzowie Cię ogólnie lubią i są dla Ciebie dobrzy, tak jak Twoi kompani z zespołu są z Tobą sercem i stoją za Tobą murem, to jedna osoba się zawsze znajdzie, która Ci może dokopać. To Ty. Zawsze powiesz sobie, co o sobie myślisz. I nie możesz tego nie usłyszeć. Nawet, jeśli występ był dobry i wiesz o tym, i bisowaliście, ale Ty uznasz, że byłeś w nim słaby, to poczucie fajności występu będzie odpowiednio niższe, u niż innych, którzy nie gadali do siebie w głowie.

Bo umówmy się. To jest gadanie do siebie w głowie.

Na szczęście obraz, który zarysowałam, jest skrajny, jako cały zbiór różnych możliwych lęków. Ale czasem wystarczy jedna z wątpliwości, żeby samemu sobie uprzykrzyć życie i zatruć radość nawet z tak pięknej rzeczy, jaką jest występowanie w impro. Każdy z Was pewnie ma na koncie scenę, albo występ, który sam sobie w głowie zepsuł. A to, że prawie nikt o tym nie mówi otwarcie, nie sprawia, że temat zniknie.

Moi studenci są oswojeni z pojęciem Wewnętrznego Krytyka, rozpoznają go u siebie i oswajają. Byli zaskoczeni, jak wspomniałam, że mój Krytyk czasem też się odzywa. Dreszcz strachu ich przeszył, bo mieli nadzieję, że jak nabiorą doświadczenia, to Krytyk zniknie i to tylko zmora początkujących. Och nie, Kochani. On nie znika z czasem. On mądrzeje razem z Tobą. On się robi wyrachowany. W końcu jest częścią Ciebie i ma dostęp do Twojej wiedzy i uczuć. Poziom krytyki rośnie razem z Twoim zaawansowaniem. Wiele razy widziałam bardzo doświadczonych improwizatorów, którzy schodzili po dobrym występie ze sceny smutni i zapatrzeni w pustkę. Oni już czasem sami podchodzą do tego skórzanego fotela. Nawet, jeśli nauczyli się go odwracać tyłem, to podchodzą sami i, patrząc w podłogę, pytają – „no i jak?”. No i co ja Wam będę mówić. Zazwyczaj „niewystarczająco dobrze”.

Aha. Jakby komuś przyszło to do głowy, to nie mylcie Krytyka z rozwojem. Krytyk nie powoduje rozwoju, on go blokuje, za pomocą lęków i niepewności.

Ktoś mnie zapytał, czy da się zabić Krytyka?

Po pierwsze – nie. Ale da się go uciszyć i odwrócić fotel twarzą do ściany.

Po drugie – dlaczego miałbyś zabijać kogoś, komu zależy tylko na tym… żebyś przeżył? Właśnie tak. Spójrzmy na genezę Wewnętrznego Krytyka. On ma tyle lat, co gatunek ludzki, tylko kiedyś miał naprawdę ważne zadanie. On wyszedł od Instynktu Przetrwania. Zawsze mówił „nie idź tam”. „Zostaw to”. „Czy nie jesteś za słaby, żeby się z tym mierzyć?”, „Nie wychodź do ludzi, mogą Ci zrobić krzywdę.” Dziś, tysiące lat ewolucji później, ma mniej do roboty, bo raczej nic Cię w codziennym życiu nie zeżre, a wyjście po pożywienie wiąże się z zagrożeniem staniem w kolejce do kasy. Teraz Krytyk próbuje nas posadzić w bezpiecznym domu, nie narażać się na przykrości, na wyzwania, które mogą okazać się niewypałem… a czasem okazuje się skurczybykiem, który chyba z nudów daje Ci w twarz. Ale nie życzy Ci źle. On się o Ciebie boi.

Wbrew pozorom, wyciszenie Krytyka nie jest tak trudne, jak fatalistycznie może to wyglądać. Trzeba się wyluzować. A wyluzujesz się, jak powiesz sobie głośno i dobitnie, że Nie jesteś tym, co robisz.  Pisałam już o tym tekst, który znajdziecie w powyższym odnośniku. Kiedy zdasz sobie sprawę, że jeśli ktoś skrytykuje Twoją pracę, to krytykuje… Twoją pracę. Nie Ciebie. To, co robisz, nie jest wartością Ciebie, jako człowieka. Wyluzuj. A jeśli ktoś Ci powie, że jesteś głupi i śmierdzisz, to nie jest to osoba, którą zamierzasz się przejmować, prawda?

Oswój Krytyka. Niech jest takim samym głosem, jak każdy inny, który ma jakieś uwagi do Twojej pracy, Twojego występu. Posłuchaj. Pomyśl, co dla siebie możesz wziąć z tej uwagi. W czym możesz być lepszy i się poprawić. Z czym się zgadzasz, z czym nie. Mądrzej. I idź dalej.

Tylko nie daj mu za dużo gadać.

A kiedy znów zaczniesz przesadzać z tym myśleniem, zastosuj sobie detoks za sprawą zanotowanego, nie wiem kiedy, zdania na marginesie mojego zeszytu: Żyj i nie myśl.

 

A jakie są Wasze sposoby na Wewnętrznego Krytyka?

 

 

/fot. Janek Łuka, wywołanie i obróbka ciemniowa moja.