Wczoraj na warsztatach na Politechnice Gdańskiej omawialiśmy sceny i zwróciliśmy uwagę na pewną powtarzalność. Pierwsza dotyczyła wulgarów i powiedzmy, gównianych tematów – ale o tym następnym razem. Druga sprawa to pewien szablon pomysłów, na które nakierowuje nas mózg w pierwszych skojarzeniach. Na początku naszej scenicznej drogi to oczywiste, że wszystko jest świeże i ekscytujące. Gdy jednak po raz trzeci nachodzi nas podobny pomysł, to znak, że pora ruszyć dalej i szukać nowych wyzwań.

Przedstawiam Wam moje top 5 scen, przez które każdy improwizator z jakiegoś powodu przejść musi:

1. Rób to, co ja.
 
W kupie raźniej. Gdy sprawimy, żeby druga osoba robiła to co my, jesteśmy u władzy i mamy kontrolę nad sceną. Partner nas słucha i naśladuje. A przez to, że za czynnością nie idzie myśl, po 5 sekundach się nudzi. I zazwyczaj któreś z Was zrywa tę sytuację i wszystko klapnie, bo cały pomysł na zwrot akcji często ogranicza się do „już nie mogę”,  albo innego zabiegu zatrzymującego akcję.
a) I razem ze mną, step touch, raz, dwa. Nie ociągamy się! Ten tyłek sam się nie zrzuci!
b) I do przodu, ty zaczynasz. Nigdy nie wygramy tego konkursu tańca, jak nie zapamiętasz!
c) Psujesz nasz układ choreograficzny! Jeszcze raz!
d) Wdech i wydech, zrelaksuj się i powitaj słońce.
2. Artysta i model.
 
W jakiejkolwiek pozycji osoba na scenie by nie była i czego nie robiła, zawsze można do niej wpaść i zacząć ją rzeźbić, malować i fotografować. A gdy utkniemy w bezruchu z jakiegoś powodu i pojawi się wybawienie, wspaniale zrobić z siebie zastygniętego modela. Czyż nie?
a) Długo mam trwać w tej pozycji? Ręka mi zdrętwiała.
b) Świetnie pani pozuje, ale trochę więcej sexapilu, będzie z tego okładka.
c) Myśli pan, że to dobry pomysł, żeby trzymał tak nogi?
d) Zrobię z pani gwiazdę, proszę zapozować.
3. Sport.
 
Tu znów mamy dwie opcje – trzymanie sztamy z partnerem i robienie czegoś razem, lub nadanie statusu trenera/zawodnika. A gdy się przyjrzycie – z każdej pozycji da się wyciosać figurę sportową, choćby miało się to skończyć na rzutkach, czy curlingu.
a) Adaś, skacz!
b) Dasz radę Staszek, skoncentruj się, znokautujesz go prawym sierpowym.
c) Nie dogonisz mnie, medal jest mój!
d) Olimpiada już za tydzień, jak się czujesz?


4. Koncert / próba.
 
Znów jesteśmy razem. Albo napieprzamy w instrumenty, co zaraz nam się znudzi, albo mamy problem z zaczęciem koncertu. Zazwyczaj to drugie i w tych scenach do rozpoczęcia koncertu nie dochodzi, bo zafiksowujemy się na szczegółach, jak „kto nawalił”, albo gdzie moja gitara i scena też do niczego nie prowadzi.
a) Nie mogę śpiewać, straciłam głos!
b) Nikt nie przyszedł.
c) Coś nie stroi, Mariusz naucz się grać!
5. Co robisz?
 
Moje ulubione wyjście z każdej sytuacji. Z jednej strony najbardziej tępię na zajęciach, a z drugiej strony mnie wzrusza. Zdarza się, że musisz wyjść na scenę, a w głowie masz pustkę absolutną. Każdemu się zdarza, niezależnie od stażu. Da się z tego wyjść, jeśli zaistnieją dwa elementy. Pierwszy – zaufanie do partnera, działające w dwie strony – wtedy i Ty wiesz, że on Was uratuje, i on wie, że może zrobić z Tobą wszystko. A drugie – musisz być absolutnie uroczy i zupełnie oficjalnie zagubiony. Widzowie kochają pomyłki, jeśli wynikają ze szczerości na scenie. Nie lubią kombinatorstwa i udawania.
a) Co robisz?
b) Co tam chowasz?
c) Chcesz mi coś powiedzieć?
d) Coś ty narobił?
Jeśli zdarzy Ci się zagrać podobną scenę – nie biczuj się z tego powodu. Po prostu następnym razem pozwól sobie szukać głębiej. Zaryzykuj. Nie cwaniakuj i nie staraj się być oryginalny. Niech to będzie prosty pomysł, prosta czynność. Po prostu odrzuć pierwszą i pozwól wypłynąć drugiej. A jak nie zażre – i tak poczujesz się lepiej ze świadomością, że spróbowałeś czegoś ryzykownego, zamiast kolejnego step touch i step out. Poza tym każda z powyższych scen może rozwinąć się w historię godną Tarantino, o ile za czynnością idzie jakiś pomysł, który pociągnie nas dalej, gdy walenie w perkusję się znudzi.

Jak to mawia jeden z moich profesorów z reżyserii – to nie chirurgia, możemy popełniać błędy bez konsekwencji.

A jakie są Wasze typy?