Nie jest łatwo wyjść z festiwalu. Obsługa klubu na to zdanie wywróciłaby oczami, wspominając przeganianie nas o świcie. A po wszystkim, festiwal trzeba odespać. I wtedy następuje jeszcze gorsze „wyjście” – do codzienności. A jest to strzał w pysk. Tak, jakby się obudzić ze snu, w którym mogłeś latać, a kiedy lądowałeś, to na plaży na Malediwach. I dzwoni budzik.

Mój kumpel improwizator (imię pominę dla dobra jego relacji ze znajomymi), po jednym z Wioseł wrócił do swojego miasta i natychmiast wpadł, jak my wszyscy, w depresję pofestiwalową. Jak sobie poradzić z tym ogromem wrażeń? I spotkał swoją kumpelę, Wysłanniczkę Codzienności. Kumpela mówi mu, pełna emocji „Żałuj… żaałuj, że Ciebie w sobotę nie było… TAKA była impreza…”. „A co się działo?” zapytał. „Robiliśmy GOFRY.”

I tak oto, wsiadając do samochodu o 1 w nocy po zakończeniu V Gdańskiego Festiwalu „Podaj Wiosło” byłam już tak wyczerpana, że sięgnęłam dłonią do radia, żeby przełączyć piosenkę, kiedy się zorientowałam, że jest wyłączone, a piosenka prześladuje mnie tylko w głowie. To był dobry moment na zakończenie tego szaleństwa, w które każdy wkłada swoje serce i temperament.

I serca, i temperamenty dało się słyszeć podczas Łyżki Dziegciu, czyli dyskusji, którą prowadziłam na sam koniec, w niedzielę o 22.00. Mimo godziny i ogólnego zmęczenia, dyskutowała masa improwizatorów, od najmłodszych, po najstarszych, a do tego kilkoro widzów. Warto dodać, że ja musiałam wyjść po trzech godzinach, a podobno najwytrwalsi dyskutowali jeszcze do 3 w nocy.

Przechodząc do rzeczy – oto najważniejsze tematy dyskusji i wybrane punkty widzenia:

  1. Ryzyko. Czy warto ryzykować w impro? Czy festiwal to miejsce na podejmowanie ryzyka, czy na granie sprawdzonych hitów?
    Mateusz (Improkracja, Dwaj Panowie, Wrocław): Bez ryzyka nie ma sztuki.
    Filip (Imperwersja, Gdańsk): Nie powinniśmy podporządkowywać się oczekiwaniom widzów. Jeżeli impro ma robić krok naprzód, to nie możemy ciągle dawać widzom tego, co wypracowaliśmy poprzednim ryzykiem. Artysta ma zrobić wszystko, żeby przekazać to, co ma w głowie. A widz to weźmie, albo nie.
    Janek (Ad Hoc, Kraków): Pytanie brzmi, czy festiwal promuje Nowe, czy Sprawdzone.
    Alan (Ad Hoc, Kraków): Jeśli jesteś pewien, jesteś gotowy – ryzykuj.
    Artur (Improkracja, Dwaj Panowie): To, co prezentujemy, najpierw podoba się nam – potem widzom. Jeśli będziemy sugerować się słupkami oglądalności, zamienimy się w telewizję.
    Dorota (Afront, Warszawa): Ryzyko sprawia, że my się rozwijamy, a dzięki temu rozwija się widownia.
    Patrycja (Fotograf, Widz, Rybnik/Kraków): Improwizator kształtuje widza. I to unikalny charakter improwizatora sprawia, że widzowie do niego wracają.
    Michał (Tubajfor, Abordaż, Kraków): Na festiwal zapraszane są najlepsze z grup. Są godne zaufania. Niech ryzykują. Byłbym zawiedziony, gdyby Ad Hoki zagrali gry, choć wiem, że byliby w nich genialni.
    Paweł (Widz, Gdańsk): Kiedy improwizator na scenie jest prawdziwy, może wszystko.
    Iza (Widz „Mieszkający ze Śliwą” 🙂 , Gdańsk): Salvador Dali powiedział „Surrealizm to ja”. Improwizacje to Wy. Eksperyment jest najbardziej angażujący widza. Impro to wolność.
    Karolina (Peleton, Improskład, Gdańsk): Ryzykujemy DLA WIDZA. Ryzyko jest pozytywne. Widz liczy na niepowtarzalność, wyjątkowość.
    Termoz (Peleton, Improskład, W Trzech Osobach, Gdańsk): Impro to kwintesencja ryzyka. Skupmy się na tym, na co mamy wpływ – na umiejętnościach, a nie na tym, co się komu spodoba, a komu nie. Każdy jest inny.
  2. Nabijanie się z członków zespołu.

    Klaudia (Młode Impro, Gdańsk): Zwróciłam uwagę na powtarzające się żarty z jednego członka grupy podczas występu. Czułam, jako widz, umniejszanie go przez ciągłe wyzywanie od grubasów.
    Patrycja (Widz, Fotograf, Rybnik/Kraków): Nie można utrwalać złych stereotypów i agresji.
    Artur (Improkracja, Dwaj Panowie, Wrocław): Trzeba oddzielać żarty i kabaret od impro. A powtarzanie sprawdzonych żartów, bo wiadomo, że zadziałają, to już nie jest impro.
    Iza (exPrzyjezdni, Kraków): Zespół wie, z czego może się śmiać. Nabijanie się ze swoich wad może działać terapeutycznie.
    Alan (Ad Hoc, Kraków): Śmiej się z kolegi, jeśli jesteś pewien, że go to nie zaboli.
    Guma (Narwani z Kontekstu, Wrocław/Opole): Nasza grupa ma taki styl grania. Jeśli Wam się nie podoba i uważacie, że to nie jest prawdziwe impro, to przepraszamy i od teraz będziemy dalej grać tak samo, bo tacy jesteśmy. I jeśli uznacie, że nie chcecie nas na festiwalu, to nas więcej nie zaprosicie.
  3. Mody i style w impro.

    Bebe (GIT, Trójmiasto): W impro panują mody. Aktualnie panuje moda na slow, kiedyś była na gry, potem na długie formy. Pamiętajmy, że to nie są jedyne słuszne formy, a style.
    Michał (Tubajfor, Abordaż, Kraków): Slow to styl – bawmy się tym, bawmy się stylami. Nie róbmy z niczego świętości.
    Artur (Improkracja, Dwaj Panowie): Impro ma definicję, zapisaną przez ludzi mądrzejszych i bardziej doświadczonych od nas i musimy ją szanować i się jej trzymać.
    Mateusz (Improkracja, Dwaj Panowie, Wrocław): Ludzie często myślą, że slow to powooolne żartowanie.
    Cinko (Improkracja, Wrocław): Nie bójmy się ciszy na scenie.
    Karolina (Peleton, Improskład, Gdańsk): Ale nie przesadzajmy. Czasem widać, że ktoś na scenie myśli, że „robi slow”… a po prostu nic się nie dzieje i nic z tego nie wynika.
    Kukl (Antymateria, Wrocław): Z każdym rokiem formy się upraszczają (co widać po Grand Finale) – i to jest fajne. Daje to więcej wolności i możliwości.

 

Mój punkt widzenia (skondensowany, zgodnie z nadaną zasadą Łyżki Dziegciu):

Po pierwsze, nie będzie tu, ani nigdzie indziej, recenzji i relacji z występów. Dla mnie są nieistotne. Impro jest tu i teraz, nie tam i wtedy. Istotne są dla mnie myśli i odczucia, które po występach zostają, i wnioski, które mogą nas wzbogacić – dlatego prowadzę Łyżkę Dziegciu.

Jeśli chodzi o ryzyko, uważam, że mamy dwie drogi (o których pisałam już kiedyś) – jedna jest wyboista, niebezpieczna i na szczyt, a drugą jest ogródek, który sobie pielęgnujemy i wygrzewamy się w słońcu. W tej drugiej nic nas nie zaboli, ale też do nikąd nie dojdziemy. Dla mnie sztuka to ryzyko. I nic nie jest zbyt głupie, żeby tego spróbować. I warto czasem się skompromitować i przewrócić, i dzięki temu odkryć coś, co zaprowadzi nas na szczyt. Jak ten naukowiec – Andriej Gejm – człowiek, który dostał Nagrodę Ig Nobla (czyli AntyNobla) za badania nad lewitacją żaby. Dostał również Nagrodę Nobla za (współ)wynalezienie grafenu. Trzymanie się sprawdzonych sposobów i wyrabianie zawsze poprawnych produktów czyni nas świetnymi rzemieślnikami. Ryzykowanie i odwaga w poszukiwaniu nowych sposobów czyni nas artystami.

Tegoroczne Wiosło pokazało nam, że proste ocenianie na zasadzie porównań występów odchodzi już w przeszłość. Nie tylko formy stały się różnorodne, ale i grupy nabrały swoich rysów. Pojawiły się style i mody w impro. Grupy z nich czerpią, do niektórych się przywiązują i odnajdują swój własny styl. Teraz już nie jest tak łatwo, że występ się ogółowi podoba, albo nie. Teraz ten sam występ może jednych zachwycić, a innych rozdrażnić. Doszliśmy do momentu, kiedy improwizatorzy wkraczają na swoje ścieżki, czy one się komuś podobają, czy nie. I trzymam kciuki, żeby się ich trzymali, jeśli w nie wierzą. Wtedy mi się będzie podobało, albo nie – ale będę im wierzyć. I to jest dla mnie najważniejszy wniosek tego festiwalu.

Dodając do powyższego akapitu myśl, że improwizatorzy z każdym rokiem stają się coraz lepsi i że potrzebują coraz mniej ram, żeby utrzymać spektakl, otrzymujemy tegoroczny Grand Final. I ten występ z mieszanym składem pokazał, że każdy może mieć swój styl i zderzenie ich na scenie dodaje wartości, a nie odwrotnie. Emocje, gagowanie, abstrakcja, slow impro, durnoty, fabuła, przeplatały się i równoważyły, aż spotkały się na końcu. A czemu to działało? Bo każdy był sobą. Nikt nie porzucał Swojego Impro na rzecz uśrednienia całości. Twoim obowiązkiem jest starać się być jak najlepszym improwizatorem. A Twoją wolnością jest wszystko inne, czym to obudujesz. Zdrowie za wszystkie nasze Charaktery!

A na koniec, anegdotka w temacie.

5 minut do rozpoczęcia Grand Finału, spotykamy się w garderobie. Tryn opowiada nam swój pomysł na formułę, o starych ludziach, snach i innych rzeczach, których nie zdradzę, bo może kiedyś to wykorzysta. Po tym monologu następuje dialog:
Karolina: Szczerze mówiąc, nie czuję tego… wszyscy jesteśmy młodzi, nie wiem, czy nie zafiksujemy się na graniu starości… może jakoś to uprościć?
Tryn: To może weźmiemy jedno słowo od widowni i jedziemy?
Wszyscy: Ok.
Mateusz: O, o, a mogę mieć jedną propozycję, jedno założenie?
Tryn: No dawaj.
Mateusz: Żeby pierwsze trzy sceny były poważne. To fajnie robi.
Kacper: To ja wejdę w czwartej.

🙂

 

/fot. Wojtek Rojek, „Grand Final”