Impro jest wspaniałą przygodą. Oferujesz na ołtarzu sceny siebie, a w zamian dostajesz frajdę, satysfakcję, uniesienia, rozwój. Angażujesz się emocjonalnie i w pewnym sensie może zakochujesz. Pisałam już o tym w tekście „Nie rób tego, co kochasz”. Wszystko idzie gładko, aż w którymś momencie… no właśnie. Pojawiają się kryzysy. Piszecie mi o nich z niepokojem. Spokojnie. Czy zrywasz z dziewczyną przy pierwszej sprzeczce?

„Wszystko było dobrze, miałem kilka występów pod rząd, kiedy byłem naprawdę z siebie zadowolny i coś się stało, i od kilku tygodniu jestem naprawdę słaby. Jestem załamany. Może jednak się nie nadaję?”

Zdradzę Ci mały sekret. Twoja forma, jako improwizatora, jest sinusoidalna. Nie łudź się, że jak masz świetną passę, to znaczy, że wbiłeś na taki poziom i tak już będzie. Masz jakąś swoją średnią, wokół której oscylujesz i wtedy nie zwracasz na to szczególnej uwagi. Czasem przychodzi okres, kiedy błyszczysz i wszyscy przybijają Ci piątki, a czasem taki, że chcesz zejść ze sceny i rozpłynąć się w mroku, i nigdy nie wrócić. I dramatyczny jest to czas, kiedy jednak wypełzasz z mroku na kolejny występ, i nic się nie poprawia, nie wiesz czemu. Trochę to nam z moimi współimprowizatorami zajęło czasu, żeby wychwycić tę zależność, ale jak już się udało, wszyscy odetchnęli z ulgą. Zaczęliśmy otwarcie mówić w grupie „mam ostatnio kryzys”, a reszta kiwała głowami ze zrozumieniem, mówiąc „wiesz, że to minie”. Czasem ktoś przybijał piątkę, mówiąc, że on też teraz ma. Im liczniejsza grupa, tym większa szansa, jak zapytasz „kto ma kryzys?”, przynajmniej jedna osoba podniesie rękę. Po prostu się nim wymieniacie. W skrócie – nie jest to przyjemny moment, ale jedyne co możesz zrobić, to się wyluzować, skupić i robić swoje. Fala wznosząca prędzej, czy później, nadejdzie.

 

„Rozwijaliśmy się z grupą bardzo dynamicznie i nagle się zatrzymaliśmy. Dopadła nas stagnacja. Nie wiemy, co zrobić dalej.”

Gratuluję! Witajcie w zaawansowanym impro świecie. Pora zaakceptować fakt, że gwałtowne skoki w rozwoju macie już za sobą. Poznaliście już różne formy, krótkie i długie, zbudowaliście swoją publiczność, odwiedziliście festiwale. Macie już inne potrzeby, niż na początku drogi. Nie wpadajcie w panikę. Dojrzewacie. Warto zrobić sobie rachunek sumienia – co mnie jara? Co przestało? Czego się boję? W którą stronę chciałbym pójść teraz? Jak już pomyślisz, o co Tobie chodzi, spotkaj się z grupą i pogadajcie sobie o tym przy piwie. Nie bójcie się tego momentu, potraktujcie jako „odblokowane osiągnięcie” i „kolejny poziom” (tak, przeszłam Wiedźmina 3) i zaplanujcie kolejne kroki. Spiszcie rzeczy, które wzbudzają w Was iskrę podjarania. Może zagrajcie formy, których nie graliście. Jak graliście dużo gier, przestańcie je grać na jakiś czas. Jeśli graliście tylko długie formy, może wróćcie do gier. Pograjcie z innymi grupami, z którymi czujecie flow. Podzielcie się na pół i zagrajcie coś w mini-składach – zupełnie inaczej wtedy się myśli i gra. Zaproście na występ i trening trenera impro, (opcja jeszcze u nas niepopularna) który spojrzy na Was z boku i powie swoje obserwacje, może wpadliście w nawyki, które on wyłapie. Zmieńcie źródło inspiracji, zagrajcie do fragmentu książki, muzyki, malarstwa, snu, niusa z wiadomości, pamiętnika z dzieciństwa. Wszystko, co wzbudzi w Was iskrę, jest dobre i warte spróbowania, choć raz. Dojrzeliście. Teraz po prostu stawiacie kroki świadomie, zróbcie z tego użytek.

 

„Czuję rutynę, nie mam swojej grupy i nie miałbym na nią czasu, ale chodzę na dżemy i warsztaty, czy powinienem zrobić przerwę od impro?”

Zastanów się, czego Ci brakuje. Najwyraźniej nie zaspokajasz swoich potrzeb. Tak jak przy poprzednim pytaniu, polecałabym poeksperymentowanie i sprawdzenie, co Cię jara. Może po prostu forma dżemu Ci się przejadła? Jeśli impro jest dla Ciebie ważne, jednak sugerowałabym zebranie grupy, może tak samo zapracowanej jak Ty, z którą znajdziecie idealny system pracy. Jeżeli jednak problem tkwi w tym, że nie jesteś pewien, czy impro to to, czemu chcesz się poświęcić, może potrzebujesz nabrać dystansu. W takim wypadku możesz sobie zrobić przerwę, np. na trzy miesiące (ja podczas dwóch lat studiów z reżyserii nie pojechałam na żaden festiwal impro, bo mnie nie zwolnili z zajęć, a po skończeniu szkoły po prostu wróciłam i świat kręcił się dalej) i zastanowić się, czy brakuje Ci impro. I czego konkretnie w impro. Tylko bądź czujny. Może akurat w czasie Twojego odosobnienia formuje się Twoja idealna grupa, a Ty przegapisz moment i potem już się do niej nie dostaniesz?

 

„Nasza grupa przechodzi trudne chwile. Mamy na koncie pierwsze sukcesy, ale z biegiem czasu zaczęliśmy mieć odmienne zdanie w niektórych kwestiach. Działamy demokratycznie, nie mamy lidera. Potrafimy dyskutować godzinami i nie dojść do porozumienia. Wszyscy mamy silne charaktery. Boję się, że w końcu utkniemy w martwym punkcie.”

Demokracja w grupie jest trudna, niektórzy twierdzą, że niemożliwa. Według mnie to zależy od Waszych charakterów i zaangażowania. Demokracja może działać, jeśli dzielicie się obowiązkami – na przykład jedna osoba jest odpowiedzialna za social media, inna za kontakt z klubami, inna za grafiki, fundusze, itp. Dzielicie się prowadzeniem treningów. Ustalicie po prostu swój plan działania. To wszystko jeszcze jest proste, problem przychodzi w momencie, kiedy trzeba podjąć ważną decyzję, np. czy grać w danym klubie, jaką identyfikację graficzną wybrać, którą grupę zaprosić do występu. Wtedy drogi są dwie – albo robicie demokratyczne głosowanie i nawet, jak będzie wynik 5 do 4, wygrywa pierwsza opcja i prawie połowa grupy musi to przełknąć i zaakceptować. Albo wybieracie jedną osobę, która ma w takiej sytuacji ostatnie słowo – kryterium zostawiam Wam, czy najbardziej doświadczoną, najrozsądniejszą, albo wręcz przeciwnie, szaloną, ale odważną. Demokracja nie będzie działać, jak będziecie zrzucać odpowiedzialność za obowiązki na innych, bo każdy może to zrobić, albo jeśli przegłosowana część będzie ciągnąć temat i epatować niezadowoleniem. Pamiętajcie, że niezgodę w grupie widać na scenie. A czy chcecie, żeby widz widział, że macie problem między sobą? Aha. Silne osobowości to akurat skarb, ale i potrzeba większej dyscypliny.

Jeszcze jedna sprawa. Jeśli niezgodności przytrafiają Wam się często, to może oznaczać, że jako grupa nie ustaliliście podstawowych jej założeń. Musicie mieć wspólną politykę. Odbiorcy muszą wiedzieć, na co mogą z Waszej strony liczyć, a co nie jest w zgodzie z Wami. Przykładowo, z Kompanami mieliśmy założenie, że „nie bierzemy udziału w konkursach i zawodach, bo rywalizacja w impro stoi w sprzeczności z naszym postrzeganiem ducha impro” i konsekwentnie odmawialiśmy brania udziału w takich wydarzeniach. To była nasza umowa. Jeżeli Twoja grupa przyjmie założenie, z którym sam się nie zgadzasz, to zamiast to podkreślać, możesz zrealizować te potrzeby gdzie indziej, np. w dodatkowych projektach. Spójna grupa, to silna grupa.

 

„Rozstałem się z dziewczyną, a oboje jesteśmy w jednej grupie. Obojgu nam zależy na impro. Czy da się grać w jednej grupie po zerwaniu?”

Da się, o ile zachowacie się jak dojrzali ludzie. Wasza grupa, to Wasi kumple i na pewno chcą dla Was dobrze i będą Was wspierać. Jeśli się przyjaźnicie, możecie pogadać i ustalić zasady obecnej sytuacji. To, czego nie wolno Wam robić, to wciągać grupy w konflikt między Wami. Nie możecie robić awantur w obecności grupy. Sama wielokrotnie doświadczałam kłócącej się pary na treningach i wierzcie mi, mało co może tak zirytować i zniechęcić do robienia czegoś wspólnie. Bo co taki bierny uczestnik kłótni ma zrobić? Włączyć się? Uspokajać? Stawać na linii ognia? Dodam, że taka kłótnia zazwyczaj nie jest wprost, tylko pod płaszczykiem kłótni o jakiś aspekt impro. A nie o to, że „jesteś gnojkiem”, albo „nie zgadzam się z Tobą, bo mnie zdradziłaś”. Tym trudniej reszcie grupy powiedzieć „załatwcie to na zewnątrz”, bo para w ferworze kłótni odpowie, że spiera się o impro. Tak czy inaczej – nie przekładajcie prywatnego konfliktu na grupę, bo wszystkim się odechce razem pracować. Bądźcie dorośli. Jeśli serca Was za bardzo bolą, żeby razem trenować i występować, dajcie sobie czas, może pojawiajcie się na zmianę przez jakiś czas – grupa to zrozumie, zadba o Was i będzie wdzięczna, że zadbaliście też o nią. A Wy, jak emocje opadną, będzie mądrzejsi o bardzo silne doświadczenie.

 

Kryzys ostateczny: rozpad grupy.

Po komentarzu Oli na facebooku zorientowałam się, że nie napisałam o największym możliwym kryzysie, którego sama doświadczyłam, ale Wy nie zapytaliście. Może dlatego, że się boicie. Myślę, że każdemu przeszło przez myśl pytanie „a co, jeśli moja grupa się rozpadnie?”. Ostatnio rozmawiałam z Gosią T. i użyła trafnego porównania – myśl, o tym, że grupa może się rozpaść, to jak lęk, że mama odejdzie. I przyznam Wam szczerze – to jest horror. Kiedy Kompani się rozpadli, wszyscy zostaliśmy z poczuciem samotności, opuszczenia i braku perspektyw. Duża część z nas już z Kompanami „budowała dom i planowała dzieci”, chcieliśmy razem robić to, co kochamy. Ale po drodze coś najwyraźniej wygasło. Dla mnie był to duży wstrząs, bo przez ciągłe siedzenie na studiach reżyserskich, byłam przez kilka miesięcy prawie nieobecna. A tu taki strzał na pysk. Część z nas bardzo to przeżyła, część mniej, część od razu przeszła z grupy w grupę. To było jak zerwanie długoletniego związku, było ciężko. Ale teraz, po ponad dwóch latach (to już?) przynoszę Wam dobre wieści. Natura nie znosi pustki. Wszyscy Kompani się odnaleźli w nowej rzeczywistości i wszyscy dalej improwizują, i to więcej, niż wcześniej! I jestem pewna, że wstrząs był największą nauką, jaką mogliśmy otrzymać. Powstało tyle projektów, że sami widzowie się pogubili. Niektóre projekty trwały jakiś czas i wygasły, by przeobrazić się w coś innego – tego też musieliśmy się nauczyć. Jak coś nie działa, trzeba to albo naprawić, albo zmienić i się nie bać. A patrząc na siebie teraz, widzę, że musiałam stracić swoją pierwszą grupę, żeby zacząć być niezależną improwizatorką, niezależnie, w jaki projekt z sercem wchodzę. I tego też Wam życzę. Ale nie rozwiązujcie po to grup 🙂

 

A jakie kryzysy dopadają Was? Jak sobie z nimi radzicie?

 

/fot. Wojtek Rojek