„Mój ojciec mógł być świetnym komikiem, ale nie wierzył, że to jest możliwe. Dokonał konserwatywnego wyboru – wziął bezpieczną pracę, jako księgowy i kiedy miałem dwanaście lat, został z tej bezpiecznej pracy zwolniony. I nasza rodzina musiała robić wszystko, żeby przetrwać. Nauczyłem się wielu ważnych rzeczy od mojego ojca, między innymi, że możesz ponieść porażkę w tym, czego nie chcesz robić, więc równie dobrze możesz dać sobie szansę i zrobić to, co kochasz.”

(Całe wystąpienie Jima Carreya w języku angielskim do obejrzenia poniżej.)

Jim ma rację. Jim jest spełniony, bo poszedł za marzeniami. Jim jest jednym z najsłynniejszych komików na świecie. Jim ma depresję.

Jim wspomina też o wyborze – czy dasz się kierować miłością, czy strachem. Love & fear to według Lwa Huntera („Kurs pisania scenariuszy”) dwie siły, które napędzają bohatera i musisz sobie zdawać z tego sprawę pisząc scenariusz.

„Podążaj za marzeniami”, tak mówią. Sama wywodzę się z tego nurtu. Carpie diem. Człowiek jest kowalem własnego losu. Jak nie spróbujesz, to się nie dowiesz. I wiele innych haseł oddających tego ducha. I jest mi z tym dobrze. Całe życie idę swoją drogą. Robię to, co kocham. I daje mi to spełnienie. Ale jest coś, czego Wam nie mówią.

Zwrot „robię to, co kocham” jest bardziej trafiony, że mogłoby się wydawać.

Wezmę za przykład miłość do improwizacji. Ale możesz podmienić ją na dowolną dziedzinę, którą się zajmujesz. Poznajesz impro. Oglądasz występy. Zaczynasz mieć swoją opinię. Czujesz iskrę. Jest zainteresowanie. Ale czy będzie chemia? W zależności od charakteru, okres „strachu” jest dłuższy, lub krótszy. „Może się nie spodobam. Może to za wysokie progi”. Ale coraz częściej o tym myślisz. Decydujesz się, zagadujesz. Dostajesz numer! Zapisujesz się na warsztaty. I tu zaczyna się romans. Jeszcze nie wiesz, do czego to zmierza, przecież dopiero się poznaliście. Bawisz się impro. I może skończyć się na tym, że będziecie na siebie wpadać raz na jakiś czas, tylko dla dreszczyku emocji. Może być też tak, że impro będzie fajnym romansem, z którego dużo się nauczysz i nawet zamieszka w Twojej głowie na stałe, ale nie zakochasz się, bo może kochasz i związałeś się z czymś innym. I impro jest dodatkiem do życia.

Ale może być też tak, że nawet się nie zorientujesz, kiedy przyjdzie zakochanie. Fascynacja. Zachłyśnięcie. No jest po prostu naj-le-piej. Robisz wszystko, żeby podążać za swoją miłością, dużo o niej myślisz i poświęcasz mnóstwo czasu, pewnie nawet zaniedbujesz inne zajęcia. Wyobrażasz sobie całe życie z impro u boku. Dowiadujesz się wszystkiego, od impro środowiska, z internetu, z książek. Zakładasz grupę, robisz to! Znasz kolegów i koleżanki ze swojej grupy na wylot, rozumiecie się na scenie bez słów. Trenujecie po nocach, ale wcale nie jesteś zmęczony! Bo to jest to. Bo nie możesz się nasycić. Bo z impro czujesz, że żyjesz.

Wiecie, że miłość ma różne etapy. I gdy zatopimy się w szaleńczym zakochaniu, trzeba będzie czasem zwolnić tempo. Czasem wziąć oddech. Czasem się zirytować. Pokłócić. Posprzątać. Przeprosić. Odkryć, że zaczynają denerwować Cię błędy. Że nie rozwija się to tak szybko, jakbyś chciał. Że pojawia się stagnacja. I strach.

Miłość to też odpowiedzialność. A w przypadku miłości do swojej pasji, to tylko i wyłącznie Twoja odpowiedzialność. Wobec siebie.

Czy będziesz dalej kochał, gdy zobaczysz, że nie każdy występ jest dobry i nie każdemu podoba się to, co robisz? Czy będziesz dalej kochał, gdy zrozumiesz, że ta miłość to też ciężka praca i sinusoida sukcesów i porażek? Czy będziesz dalej kochał, mimo że z każdym występem coraz mniej razy się uśmiechniesz, bo wszystko to już gdzieś widziałeś? Czy będziesz dalej kochał, kiedy skończą Ci się pomysły, jak dostarczyć sobie dreszczy na plecach i po prostu dać się ponieść, zamiast skupiać się na analizowaniu błędów po zejściu ze sceny?

Gdy patrzysz na iluzjonistę, jesteś oczarowany. Zafascynowany magią. Ale gdy przejdziesz na drugą stronę, żeby oczarować iluzją innych, musisz pozbawić iluzji siebie.

I musisz mądrze kochać to, co robisz, żeby nie zgorzknieć. I żeby podsycać światło w tych wszystkich oczach, które przyszły zobaczyć magię. I albo w dupie mają Twoje wewnętrzne rozterki, albo gorzej – dadzą sobie zgasić światło w oczach, gdy zobaczą, że Ty go nie masz. Nie możesz im tego zrobić. Jesteś za nich odpowiedzialny. I za innych magików też. Nie możesz!

Jesteś gotowy na miłość na całe życie? A czy jesteś gotowy poświęcić w sobie ten dreszczyk iluzji i niewinności, by robić to, co kochasz i być w tym dobrym? Czy obiecujesz pielęgnować w sobie tę miłość, by trwała i dojrzewała z wiekiem?

Czy się boisz?