Wewnętrzny mówca komentuje, snuje domysły, osądza, porównuje, narzeka, lubi, nie lubi i tak dalej. To, co mówi, niekoniecznie ma jakikolwiek związek z sytuacją, w której właśnie się znajdujesz; może to być wspomnienie bliskiej lub dalekiej przeszłości, przymiarka do hipotetycznych przyszłych sytuacji bądź fantazje na ich temat. Gdy w grę wchodzą przyszłe zdarzenia, wewnętrzny mówca często wyobraża sobie, że coś idzie nie po jego myśli, powodując fatalne skutki; popada wtedy w tak zwane zatroskanie.
Eckhart Tolle, „Potęga teraźniejszości”

Co więc się dzieje, gdy głowa nie chce zamilknąć?

Love me tender

(…) Objawem tego, że kobieta dała się zwariować, jest poczucie czasu, którym rządzą telefony od mężczyzny. Ile razy Ci się zdarzyło, że zadzwoniłaś do przyjaciółki, żeby zaproponować „umówmy się na pogaduchy”, a ona musiała poczekać na telefon od swojego faceta, żeby dać odpowiedź? Tego rodzaju kobieta nigdy nie jest dobrze traktowana. Umęczona, bo zawsze jest w pogotowiu, nigdy nie robi planów, dopóki nie wykluczy ponad wszelką wątpliwość, że nie czeka ją spotkanie z nim.”

Sherry Argov, „Dlaczego mężczyźni kochają zołzy”

Z jakiegoś powodu nie może być prosto. Tak już ludzie funkcjonują. Z jednej strony „All you need is love”, ale z drugiej wymagania i oczekiwania wobec mężczyzny i kobiety są dziś tak wygórowane, że w cytowanej książce „Dlaczego mężczyźni kochają zołzy” znajdziesz na końcu skrót 100 (STU!) zasad atrakcyjności. A większość dotyczy wcale nie sexi trików i manipulacji, a zachowania godności i indywidualności.

„Nie jestem w niej zakochany tak jak ona we mnie”. Opowiedział mi, jak Karla robiła mu kiedyś pranie w jego mieszkaniu. „Zachowałem się jak ostatni drań. Wiesz, co mi powiedziała? >>Jak skończę twoje pranie, wracam do domu.<< Było tego jeszcze na trzy pralki, i uprała wszystko. Naprawdę bym ją szanował, gdyby powiedziała >>Pieprz się!<< i wyszła.

Tak bardzo chcesz fajnego związku, że staje się on niemożliwy, bo albo Ty się płaszczysz, albo stawiasz drugiej osobie poprzeczkę na wysokości drapacza chmur – i w obu przypadkach zmuszasz do czegoś siebie, albo kogoś innego, i stajesz się nieszczęśliwą i zgorzkniałą wersją siebie (nieważne, czy jesteś kobietą, czy mężczyzną). Myślisz o tym, że kiedyś ktoś Cię skrzywdził i ktoś kiedyś może Cię skrzywdzić. Nie możesz się cieszyć tym, co jest TERAZ, bo „nie jest wystarczająco dobre”, a jeśli jest, to na pewno „za chwilę się skończy”.

Naprawdę niewiele trzeba, żeby w swojej głowie przejść drogę od normalnej zdrowej relacji do podejrzeń, że „nie jestem wystarczająco dobra(y)” i sądów, że „wszyscy faceci(laski) są tacy sami(e).” …I to może się wydarzyć w trakcie oczekiwania na odpowiedź na smsa.

Show must go on

Wychodzisz na scenę i bardzo chcesz dać dobre szoł. Może nawet chcesz być najlepszym improwizatorem na sali. Może bardzo się boisz być najgorszy. Gdy tworzysz wobec siebie wielkie oczekiwania, nie dziw się, że stają się koślawe i mroczne, a diabelski kociołek podsyca z uciechą Twój Wewnętrzny Krytyk (a propos, polecam wybrać się do kina na „Birdmana”). Gdy nadmuchany wymaganiami grasz pierwszą scenę i zamiast śmiechu widowni, słyszysz z tyłu głowy rechot Krytyka, grunt Ci się wali.

Viola Spolin mówiła – staraj się zagrać dobrą scenę, a wyjdzie śmieszna. Staraj się zagrać śmieszną scenę, a wyjdzie żenująca. Ale Ty jej nie słuchasz, bo jesteś zamroczony. Stawiasz lustro między sobą i partnerem, i widzisz tylko siebie – czy jesteś śmieszny? Błyskotliwy? Fajny?! Na moich warsztatach opowiadając o impro sytuuję je gdzieś w połowie drogi między „Teatrem” przez wielkie T, czyli nadmuchaną „wyższą sztuką”, a „Opolem”, czyli jarmarczną rozrywką. W zależności od założeń grupy, czy od dnia jednostki, suwak ten przesuwa się czasem na korzyść jednej ze skrajności.

No i Ty właśnie zaczynasz wpadać w panikę z braku upragnionego szału wśród publiczności i wskakujesz w cekinowe majtki i na opolską scenę. Zaczynają się sceny bez fabuły, ale z gagami, które dramatycznie zbliżają się do poziomu srania i ruchania. A może nawet powtórzysz gag, który kiedyś zadziałał? Nie, tego byś nie zrobił. Prawda?

Ale widzowie się śmieją. Przynajmniej część. Nie chcesz dopuszczać do siebie myśli, że ta druga część patrzy na Ciebie z zakłopotaniem, bo widzą że już te cekinowe gacie i że TAK STRASZNIE CHCESZ. A Ty brniesz. Brakuje już tylko namiotu z kiełbaskami i grochówką pod sceną. Ale przecież się śmieją, jak powiesz DUPA, albo GEJ.

Stop wanting the audience to like you. Stop wanting to get your emotional needs met. Stop wanting to get laid. Stop wanting everyone to love you. Stop wanting the approval of others. Stop wanting to look cool. Stop wanting to look smart. Stop wanting to be politically correct. Stop wanting to be popular. Stop wanting to be someone else. (…)

The only expectation you need is to improve every time you perform. You may not be getting approval from the audience, you may not be getting a development deal, and you may not be getting laid. What are you doing is honing your craft and becoming a better improviser.
Stop wanting.

J. Carrane, L. Allen, „Improvising better”

I schodzisz ze sceny, wmawiając sobie, że uratowałeś poczucie własnej wartości tymi kilkoma śmiechami. A widzowie wyjdą z uśmiechem i poczuciem, że „to taka forma” i będą w przyszłości rzucać Ci sugestię „kibel” i „gej”… a druga część wyjdzie z (nazywanym tak przez kumpli z Krakowa) „efektem bobra” i będzie im głupio ZA CIEBIE.

Aha, prawie bym zapomniała. Twój Wewnętrzny Krytyk nie omieszka Cię zapewnić, że wszyscy byli lepsi od Ciebie. Że byłeś najgorszy.

Czy chodzi o relacje damsko – męskie, czy o występowanie przed ludźmi, czy na przykład o pracę, jedno jest w każdej sytuacji wspólne – gdy będziesz CHCIAŁ ZA BARDZO, ludzie to zobaczą. I zamiast prowadzić do upragnionego celu, doprowadzi to do zakłopotania obu stron. A to wszystko przez Twoją głowę, która nie chce się zamknąć.

Nie móc przestać myśleć to straszliwa przypadłość, nie zdajemy jednak z niej sobie sprawy, bo prawie wszyscy na nią cierpią, więc uchodzi ona za stan normalny. Ten nieustanny zgiełk umysłu uniemożliwia nam dotarcie do sfery wewnętrznego bezruchu i ciszy.

Eckhart Tolle, „Potęga teraźniejszości”

A Jakie są Twoje sposoby na Wewnętrznego Krytyka?

Zostawię Cię z notatką niewiadomego pochodzenia, z marginesu mojego notatnika.

Żyj i nie myśl.

A teraz odpuść sobie. I idź być TU i TERAZ.

(Kadr z filmu „Young Adult”)